piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 6

*Marcel (Harry)*
Obudził mnie dzwonek telefonu, kto do jasnej cholery dzwoni o takiej porze?! Idioto to Mar. Damn it! Odbierz ten telefon! Już.
Gdzie telefon? Pomyśl, gdzie go wczoraj miałeś? Pod poduszką. Bingo. 
Wyciągnąłem telefon z pod poduszki i odebrałem.
-Halo?
-Marcel proszę pomóż mi. Proszę.
- Co się stało? Nic ci nie jest?
-Proszę przyjdź.
-Ale co się stało?
- Chodź do mnie zobaczysz.
Dziewczyna rozłączyła się, a ja szybko ubrałem się, założyłem pingle, ułożyłem włosy i podążyłem kremowym korytarzem do jej niebiesko-złotego pokoju. Gdy byłem przed drzwiami one otworzyły się i zobaczyłem Acacie. Nie powiem zdziwiła się na mój widok.
- Emm cześć? Jestem Marcel. Mar chciała bym do niej przyszedł.- wytłumaczyłem. Boże rzygać  mi się chcę gdy tylko pomyślę że muszę być dla kogoś miły. Oczywiście dla kogoś za kim nie przepadam. Czyli praktycznie cała szkoła z nielicznymi wyjątkami? W rzeczy samej. 
-Emm okey. Jestem Acacia, wchodź .- Ciemno włosa przepuściła mnie w drzwiach i sama gdzieś wyszła. Rozejrzałem się po pokoju i nikogo nie zobaczyłem, została mi łazienka. Zapukałem do drzwi.
- Mar jesteś tam?- zapytałem. Harry to było idiotyczne pytanie. Jak w pokoju jej nie ma to oczywiste że jest w łazience. Aj tam szczegół. Szczegół będzie dopiero wtedy kiedy oberwiesz drzwiami. Jak na zawołanie dostałem drzwiami po głowie. Złapałem się za czoło.
- O Boziu przepraszam. Nic ci nie jest?- zapytała niebieskooka.
-Bywało gorzej. Nic mi nie jest, ale co się z nimi stało?- zapytałem dotykając jej skrzydeł, lekko prze straszona zatrzepotała nimi. Tak na prawdę to doskonale wiem co się dzieje. Po niektóre piórka były czarne. Oznacza to tyle co jestem coraz bliżej. Przyjrzyj się, niektóre są też złotawe. Nie ma co się cieszyć przed zachodem słońca. Louis... 
- Też chciałabym wiedzieć... Wiesz może jak to zamaskować? Jakby to Gabriel zobaczył załamałby się. Proszę pomóż mi.- Wyszeptała gdy łzy na płynęły jej do oczu. Przytuliłem ją mocno i gdy się lekko uspokoiła zacząłem rozmowę.
- Wiem że jest takie coś jak wybielacz do skrzydeł, ale nie wiem czy na pewno działa.- powiedziałem. Oj Lucyfer byłby z ciebie dumny, takie kity jej wciskasz. Możesz się zamknąć?! Próbuje jej pomóc, a Lucyfer to ostatnia osoba dla której chciałbym być powodem dumy. Więc łaskawie się przymknij.
-Zawsze można spróbować. Wiesz gdzie można go znaleźśc?- zapytała z nadzieją.
-Raczej wiem. Wracam za jakieś 15 minut okey?- zapytałem. Mar pokiwała głową na tak, a ja wyszedłem z pokoju dziewczyny i powolnym krokiem podążałem przez kremowy korytarz. Wszedłem do mojego szarego pokoju i zastałem Ed'a paradującego po pokoju w gaciach. Czyli jednak nadal to robi gdy nas nie ma.( rodziny ni ma, a w tym wypadku gdy nie było jego ;P)  W każdym razie nie przejąłem się nim za bardzo, jest u siebie niech robi co chcę. Polazłem do łazienki i otworzyłem mój schowek z wybielaczem który znajduje się dokładnie w trzecim rzędzie płytek od ściany równoległej do drzwi zaraz niedaleko prysznica. Tak lekko pogmatwane ale gdy odliczysz od ściany 3 płytki to już wiesz gdzie. Gdybym mógł przywaliłbym sobie teraz krzesłem z twojej głupoty. Czepiasz się. Zabrałem jedną z mniejszych i zamknąłem schowek po czym wyszedłem z łazienki i pokierowałem w stronę pokoju Mar.Mijałem już trzeci raz ten sam korytarz który jak wiadomo jest kremowy. Idioto przywal sobie w głowę bo ja nie mogę! Hahhahah nie.  Zobaczysz kiedyś z ciebie wyjdę i ci przyłożę łopatą. Śmiesznyś. Wątpię byś kiedykolwiek mnie opuścił. To jakby nie patrzeć nie zbyt realne. Powiedział wybryk natury - ciemny anioł. Nie jestem wybrykiem natury! Dla mnie jesteś. A idź ty.
*Mara*
Boję się, straszliwie. Usłyszałam że do pomieszczenia ktoś wszedł.
- Mar mam wybielacz.- słysząc lekko za chrypnięty głos otworzyłam drzwi i rozłożyłam skrzydła. Jak zawszę czułam lekkie mrowienie w okolicy łopatek. Chłopak wszedł do łazienki i odkręcił buteleczkę.
- Z tego co wyczytałem to może łaskotać a efekt utrzymuje się około 2 tygodni.- pokiwałam głową rozpościerając skrzydła na tyle ile pozwalały mi na to ściany. Marcel nabrał trochę na pędzel gąbkę i powoli aplikował na ciemniejsze pióra. Miał racje strasznie łaskocze. Co chwilę lekko chichotałam. Usłyszeliśmy hałas otwieranych drzwi, szybko spojrzeliśmy się na siebie później na drzwi których nie zakluczyliśmy. Marcel szybko zamkną i wrócił na swoje wcześniejsze miejsce.
- Mar! Jesteś?- zapytał głos zza drzwi... Głos Louis'a.Nie masz nawet pojęcia jak ja tutaj z ciebie śmieje. Ugh jesteś...
-Tak jestem.- od powiedziałam.
- Wiesz przyszedłem do ciebie, co robisz w łazience?- zapytał niebieskooki. Hahahah tłumacz się złotko, tłumacz. Nie pomagasz.  Popatrzyłam na Marcela i bezgłośnie powiedziałam "pomóż". Chłopak wziął do ręki mój ulubiony wisiorek od Niall'a który dostałam na 13 urodziny.

 Powiedź że chociażby dopiero wyszłaś z pod prysznica. Dziękuje Marcel.
- Ubieram się. Dopiero wyszłam z pod prysznica.- od powiedziałam, w prawdzie to było prawdą bo około pół godziny temu wyszłam z pod prysznica a teraz oprócz wybielenia skrzydeł mam do ubrania sweterek.Marna wymówka słonko.Masz problemy DD. Co znowu wymyśliłaś?Nic takiego dowiesz się później. Marcel kontynuował wybielanie a ja próbowałam się nie śmiać. Co jest straszliwie trudne do zrealizowania.
- Poczekam na ciebie dobrze?- zapytał, zapewne z uśmiechem.
-Hahah okey.- nie wytrzymałam i się zaśmiałam, ale zaraz powróciłam do odpowiedzi. Skończyłem. Dziękuje jeszcze raz ale teraz to będzie dość chore tłumaczenie czemu siedziałam tu z tobą. Nie jeżeli tu zostanę i poczekam aż wyjdzie. Mógłbyś tu sam siedzieć? Chłopak pokiwał głową na tak a ja wyszłam z łazienki do Lou.
*Marcel (Harry)*
Cały czas słuchałem ich rozmowy. Nie że jestem wścibski czy coś... Jesteś strasznie ciekawski Harry nie zaprzeczaj. Ech.W każdym razie ten aniołeczek chcę ją gdzieś zabrać. Przeszedłem przez ścianę i wszedłem przez drzwi główne, dziewczyna była przerażona, a Louis się na mnie popatrzył jak na debila.
-Emm... Przeszkadzam? - zapytałem.
- Co? Nie, nie przeszkadzasz. Właśnie miałem iść. Swoją drogą jestem Louis.- Podał mi rękę, którą jednak musiałem przyjąć by się nie wydało.
-Marcel.- od powiedziałem.
- Wpadnę po ciebie o 17 dobrze?- zapytał mój przeciwnik. Mar pokiwała głową na tak, a on wyszedł.
-Jak ty tu? Boże nie strasz mnie tak więcej.- zaśmiała się  i uderzyła mnie w ramie Mar. Porozmawialiśmy chwilę i wróciłem do siebie.
*Harry (Ed)*
Gdy brat wpadł do pokoju uznałem że czas chwilę po męczyć tą jego dziewczynę. Ruszyłem kremowym korytarzem i stanąłem w framudze drzwi dziewczyny, gdy mnie zauważyła jej oczy powiększyły swoją wielkość, ale zaraz powróciła do wcześniejszego wyrazu twarzy.
- Czego chcesz Styles?- warknęła. No, no ma charakterek.
- A czegóż miałbym chcieć prócz CIEBIE.- dodałem nacisk na ostatnie słowo.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
No hey :) I jak się wam podoba?  Jest w miarę znośny :/ Lekko dziwny, kolejne kłótnie i cóż już wiecie czego się prze straszyła xd
~Ten DEBIL na M xd

4 komentarze:

  1. hahaha czaderski pomysł z tymi skrzydłami... kocham... Ej to czyli, że jak ona będzie zbliżać się do Harrego to będą jej skrzydła czarniały, a jak będzie je malować to nawet nie będzie zdawała sobie sprawy... hmmm skoro tak to na korzyść naszego Harrego, teraz wystarczy ją tylko uwieść... hmm może jeszcze sam stanie się dobrym aniołem? haha ale to ekscytujące :D Chciałabym już znać twoje plany, ale bez tego nie było by zabawy.
    Nie wiem czemu ale lubie takiego pokręconego Hazze, który przebrał się nawet za Marcela... i wgl. fajne to... jest taki no wiesz ani nie gra za jakiegoś gangstera, albo wybitnego romantyka... jest idealny na swój sposób :)
    Przepraszam że dopiero teraz komentarz, ale jakoś tak wyszło, tu wyjazdy itd.
    Życzę ci weny i pozdrawiam.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekaj..bo sie trochę pogubiłam harry to marcel a ed to harry.? O-o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rzeczy samej :D Wiem pokręcone ale cóż ja też jestem po kręcona :D
      ~Merrcy ;3

      Usuń