sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 13

(Przepraszam że taki krótki ;c)
*Mar*
Powoli z chodziłam z piętra by zjeść tradycyjnie śniadanie, choć ostatnio i tak nie mam zbyt wielkiego apetytu... Dobra to nieistotne teraz. Podreptałam do kuchni w której siedzieli chyba wszyscy i zajadali to co sobie uszykowali. Pierwszymi oczami które na mnie padły były niebieskie tęczówki Louis'a, które patrzyły na mnie z przerażeniem. Nie mam pojęcia tylko czemu. Chłopak szybko znalazł się obok mnie i położył swoje dłonie na moim czole po czym jeszcze na policzkach.
-Na trójce świętą! Mar skarbie jesteś strasznie zimna! Choć wracamy z tobą do łóżka. Horan usprawiedliwisz nas co nie? Ja się nią zajmę. - Uwiesiłam się na ramieniu szatyna który mruczał coś mało zrozumiałego dla mnie, a jeszcze chwilę temu było mi dobrze...
- Mar promyczku jak głowa?- usłyszałam po trzasku drzwi frontowych od Lou.
-Nie wiem, zimno.- mruknęłam przytulając się bardziej by choć trochę się rozgrzać. Złapałam jakieś przeziębienie? Czy jak?
-To nic wielkiego mała. To jedynie inna odmiana przeziębienia, tylko że jako anioł nie masz dodatniej temperatury tylko ujemną oraz trochę inne objawy są w porównaniu z ludzkim przeziębieniem.- zakończył swój mały dialog i wziął mnie na ręce układając swoje pod moimi kolanami oraz na moich plecach. Jak mogłam się spodziewać zabrał mnie do mojego pokoju i ułożył na łóżku przykrywając szczelnie kołdrą.
-Dezy możesz mi pomóc? Miałeś już chyba do czynienia z przeziębieniem u anioła prawda?- zapytał kózki i przenosił wzrok to na mnie to na niego. Przekręciłam się na bok i bardziej skuliłam by skumulować w sobie trochę więcej ciepła, zimno mi było straszliwie, ale da się przetrwać. Powoli przysypiałam choć nie czułam tak właściwie zmęczenia. Nie czuje się jakoś specjalnie źle, jednakże jest mi straszliwie zimno. 
*Louis*
Pałętałem się po domu szukając czegoś co pomoże śpiącej na górze dziewczynie, Dezy próbował mi coś poradzić, ale jedyne co wymyślił to to że nikt nie może jej odwiedzać z zewnątrz, bo nijak moglibyśmy wytłumaczyć fakt że jest prawie przeźroczysta i ledwo trzyma się na nogach, nadal próbując udowodnić że wszystko jest dobrze. Jest silną osobą więc o inne powikłania się nie martwię, bo nic głupiego nie zrobi oraz nie rozchoruje się bardziej. Choć kto to wie... Jeśli dobrze pamiętam rumianek, a raczej napar z niego łagodzi "ten" typ przeziębienia, jednakże tam u nas się go nie używa bo nie mamy do niego stałego dostępu, to paradoksalne ale nawet nam zdarza się chorować. I głównie dla tego że nam się noga powinie nasi podopieczni ulegają jakiemuś wypadkowi, plus jest taki że bardzo rzadko zdarza się nam chorować, a nawet jeśli to po kilku dniach jest okey, ale są wyjątki w których taki nieszczęśliwiec choruje ponad tydzień, jednak to zdarza się u 2/300 aniołów więc szanse są niskie. W między czasie zdążyłem wyjść po rumianek i kilka innych potrzebnych rzeczy do pobliskiego sklepu. Nastawiłem wodę na napar oraz na talerzyk ułożyłem ciastka pełno ziarniste które posłużą mojemu słoneczku jako małe śniadanie wzmacniające. Po niewielkim dystansie czasu zalałem kubek i nasypałem pół łyżeczki cukru, jak to miała w zwyczaju błękitnooka. Nigdy nie sypała więcej, bo w innym wypadku byłoby to dla niej za słodkie, jak na niebiańską istotę miała bardzo dobrze rozwinięty smak, wzrok i słuch. Niewiele aniołów potrafi usłyszeć lub zobaczyć coś z odległości ponad kilometra, a ona miała taką możliwość na każdym kroku, choć i tak mało kiedy z niej korzystała, wolała ograniczać swoje zdolności do minimum by nie zwracać na siebie uwagi innych, szybko łapała kontakty z innymi dzięki swojemu uosobieniu, nie ma dnia w którym by się nie uśmiechnęła jak i nie ma dnia w którym JA bym o niej nie myślał, a tym bardziej że Harry jest niebezpiecznie blisko, o wiele za blisko...
*Aca*
Myślałam że to ja źle wyglądam ale gdy zobaczyłam naszą Mar byłam przerażona jej bladą twarzą przez którą mogłabym zobaczyć co stało za nią. Tylko jakim cudem ona tak wyglądała? Lou stwierdził że jej pomoże, a my możemy spokojnie iść do szkoły. To miłe z jego strony, że się o nią tak martwi, a te jego czułe słówka których użył awww to było takie urocze. Szczerze im kibicuje wyglądają razem tak uroczo, są naprawdę dobrani.
______________________________________________________
Wróciłam, mam się już trochę lepiej, na tyle by coś sensownego wam napisać i później nie rozpaczać z powodu dość wiadomego, w każdym razie mamy nn i mam nadzieje że się wam podobał :) Pisałam go do 1 w nocy ale myślę że docenicie moje starania :))
~Merry :)

środa, 7 stycznia 2015

Coś dla 5SOSFam :)))

Hey :)
Mam dla was drugie opowiadanie :)
Tym razem z sosami w roli główniej ;)
Na razie mam tu tylko prolog ale jeśli macie  ochotę to zaglądnijcie :)
http://na-zawsze-moja.blogspot.com/
Myślę że to może być dość ciekawa historia :))

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 12 +małe podziękowania

Hey misie :) Cóż DZIĘKUJE za KAŻDE wyświetlenie, każdy komentarz, to wszystko sprawia że szczerzę się do ekranu to takie miłe widzieć że ktoś to docenia :) Mimo że to opowiadanie jest bardzo średnie jesteście tu i to wspaniałe :* Dziękuje a wam słodziaki życzę WESOŁYCH ŚWIĄT ! ♥ Ale do rzeczy to ma być rozdział a nie wieczne podziękowania ;D
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
*Mar*
Zza rogu wydreptał pingwin Lucuś z rządzą mordu wypisaną na dziobku.
-Dezydery jak cię dostanę w swoje skrzydła to zobaczysz! Ey! Nie podnoś mnie! Odstaw mnie na ziemie! Ja mam lęk wysokości!-krzyczał Lucuś którego podniosłam na może metr. Strasznie się wiercił ale to tak bardzo nie przeszkadzało.
- A kto to taki nie dobry? A ti niedobry pingwinku.- zaczęłam mówić do Lucka jak do małego bobasa.
-Nie, nie dobry a zły. - powiedział z politowaniem pierzasty.Odstawiłam go na stolik i lekko "po miziałam" go po piórkach. No, no, no zapowiada się ciekawie . 
-Co ty ze mną robisz? Nie przestawaj proszę.- wymamrotał pingwin który ponoć był  szalony. To już Aca jest bardziej szalona. 
-Ey a da się zjeść pingwina?- zapytał Horan. Wszyscy momentalnie zwróciliśmy się w stronę blondyna i Lucka.
-Nie będziesz jadł moich pobratymców ty morderco!- Pingwin dziobał go i okładał skrzydełkami. Dobiegł nas dźwięk dzwonka do drzwi. Wszyscy stanęliśmy jak wryci, opiekuni po chwili gdzieś uciekli zostawiając Horan'a z Luckiem na podłodze. Podeszłam do drzwi otwierając je. Przede mną stały dwie dziewczyny. Jedna Blondynka o piwnych oczach i brunetka z zielonymi.
-Hey w czym mogę pomóc?- zapytałam nowo przybyłe.
-Jesteśmy z sąsiedztwa, przyszłyśmy was poznać. Mamy też powitalne ciasto.-posłały mi uśmiech.
Wychyliłam się do środka i zobaczyłam jak Horan nadal leży pod  Luckiem.
-Lucuś wracaj do pokoju lub lodówki jak wolisz,, Horan gości mamy wstawaj z podłogi, idioci na dół! Wchodźcie. Przepraszam za to  że tak krzyczę , ale Pingwin i Nial mieli mały spór, a reszta coś po uciekała.-przepuściłam dziewczyny przez drzwi i poprowadziłam je w głąb domu.
-Ale czekaj jak to pingwina?- zaśmiała się brunetka siadając na kanapie obok przyjaciółki. W między czasie wszyscy domownicy przyleźli do salonu i rozwalili się wszędzie.
-Wow... Naprawdę was tu dużo.-zaśmiała się blondynka rozglądająca się po wszystkich.
-No trochę. No cóż Lucuś  jest moim pupilem, uwielbiam pingwiny, są mega urocze i wspaniałe.- wyjaśniłam i poczułam jak coś ociera się o moją nogę. Ty nie był Matley ale Lucyferek. - Hey maluchu.- podniosłam go na kolana i od czasu do czasu głaskałam.
-O właśnie Jestem Rose a to Oliwia. Uprzedzając jestem w połowie Brytyjką.-uśmiechnęła się brunetka i popatrzyła na drugą dziewczynę. 
-Jestem Mar, blond czupryna to Niall, w okularach, Marcel,  ten z mopem na głowie Harry, ta druga to Acacia, ciemno włosy to Zayn, tamten niebieskooki to Louis, a ten ostatni to Liam. O czekajcie. Na chwilę muszę wyjść.- wstałam z fotela i pokierowałam się na zewnątrz. Wyczułam w pobliżu kamień losy. Rozejrzałam się do okoła siebie, a gdy nikogo nie zauważyłam rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Szybko rozejrzałam do okoła i zobaczyłam ten charakterystyczny dla aniołów stróżów "kamień" on jest wyznacznikiem miejsca gdzie możemy coś zrobić. Podleciałam na miejsce. Chodnikiem szła jakaś dziewczyna z psem a niedaleko przed nią był chłopak. Mogę skrzyżować ich drogi. I to zrobię. Pies pociągnął ją trochę mocniej i wpadła na blondyna z brązowymi oczami. Misja wykonana... Czy coś. Ponownie wzbiłam się w powietrze i wróciłam do naszego domu, ukryłam skrzydła oraz weszłam do domu ponownie klepając na fotel, ale tym razem na kolana Horan'a.
-To co? Gramy w coś?- zapytałam miejąc już w głowie w co moglibyśmy pograć.
-Butelka?- zapytał Louis.
-Zbyt klasycznie kochany. Mam w pokoju kartki z pytaniami, weźmiemy je i wsadzimy do miski, za pomocą Matley'a będziemy wybierać osobę losującą, a ona natomiast może zadać pytanie komu tylko chce. Będzie?-zapytałam na co pokiwali głowami, a ja popędziłam na górę po pytania. Szybko je znalazłam oraz popędziłam po miskę na nie. Szybko je wsypałam do pojemnika i po drodze zgarnęłam jeszcze kociaka. O luju jak my je wykorzystujemy.
Wpadłam do salonu położyłam na środku miskę, a Matley'a położyłam na posadzkę, on dobrze wiedział co ma zrobić. Od razu prawie powędrował do Marcel'a. Chłopak szybko wziął karteczkę i ją przeczytał.
-Ładny charakter pisma. Ale wracając. Ulubiony gatunek muzyki Rose.- powiedział wpatrując się w brunetkę.
-Rock.- po chwili zastanowienia od powiedziała. Kolejną osobą była Oliwia, a ona zadawała pytanie Zayn'owi.
-Ulubiony sport.- zapytała a bardziej oznajmiła blondynka.
-Nożna.- westchnął kontynuując rozmowę z Payne'm.
*one hour later*
Z pytań w końcu zrezygnowaliśmy i zajęliśmy się telewizją.To znaczy kawałek z nas bo kilka jednostek poszło do swoich pokoi dalej się opitalać. Dziewczyny wróciły do siebie, Rose mieszka na lewo a Oliwia na przeciwko jak się okazało. Chyba czas spać jutro kolejny dzień w szkole, kolejny dzień nauki lub spania jak kto woli.Z turlałam się z kanapy i popełzłam na piętro do łazienki. Dobrą chwilę tam spędziłam, umyłam się, zęby, a włosy spięłam w wysoki kucyk. Ubrałam piżamę i wpadłam do łóżka.
*Acacia*
O kurde. Czy ja nie znajdę niczego do jedzenia?! Przeszukałam już chyba wszystko!
-Aca głodna jesteś?- usłyszałam za sobą głos blond kreatury która zawsze mnie ubiegała w kuchni.
-Nie Horan, ja tylko rozpaczliwie szukam jedzenia.- oznajmiłam odwracając się do blondyna twarzą. W ręce miał talerz z kanapkami, czy ja patrzyłam do lodówki? A już wiem czemu nie przecie tam Lucyfer siedzi.
-Dać ci trochę kanapek?- zapytał na co nawet nie trzeba było odpowiedzi, zabrałam dwie kanapki z talerza i rozsiadłam się by je pochłonąć jak czarna dziura cokolwiek co ona tam wchłania.
-Dzięki Niall.-powiedziałam z pełną buzią a on tylko kiwnął głową w odpowiedzi.
Do kuchni wlazła ledwo żywa Mar i otworzyła lodówkę, wyjęła mleko i pingwina, otworzyła drzwiczki od zamrażalki wepchała tam swojego Lucka. Wyciągnęła miskę, płatki i łyżkę po czym zrobiła mleko z płatkami. (Pamiętajmy o kolejności ;) Najpierw mleko później płatki, przy najmniej tak robi Mar xD) Powoli zaczęła jeść razem z nami, zero rozmów tylko chrup, chrup, chrup jak kolana Harry'ego. Za niedługo znowu szkoła yay... Nie.
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
Hey skarby :) Postanowiłam wam dodać rozdział na święta, świeżo przed moim wyjazdem do babci :) Wesolutkich Świąt jeszcze raz i mam nadzieje że się wam podoba rozdział :)
~Merry :*