poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 10

Wooooow *.* Już ponad 2K wyświetleń... To takie miłe <3 Muzyka ♥ Miłego Czytania ♥
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
*Marcel*
Kolejny dzień, kolejne sekundy, minuty, godziny... Z jednej szkoły do drugiej. Zwlekłem się z ciepłego łóżka i podszedłem sprawdzić szafę. Uchyliłem drzwi a, z nich wypadł kotek. 
-Ej! Skąd mam kota w szafie?!- zapytałem na tyle głośno by mnie usłyszeli. Pierwsza zjawiła się u mnie Mar.
- Z jakiej paki masz kota? Też chce...- posmutniała dziewczyna głaszcząc malucha po policzku. 
Mrrrr... Jak miło.  Usłyszałem przyciszony i milutki głosik w głowie. 
-Marcel... Czy tylko ja usłyszałam tamten głosik? - Zwróciła się do mnie z szeroko otwartymi oczami. Przy najmniej wiem że nie zwariowałem. Nie uprzedzili was że podzielą was na pary i  przydzielą kilku opiekunów? Z resztą ta wasza koza to jakiś niewypał. Jaki normalny nastolatek trzyma kozę w domu? Kot, pies, chomik lub papuga to jeszcze rozumiem, ale koza?  Emm... To już chore. Ile jeszcze zwierząt będzie w tym domu?
-Aaaaaa! Czemu ten żółw mówi?!- wykrzyczał zapewne Payne. On tylko tak piszczy.
-Ucisz się! Gdzie ten drugi młotek? Jak mu tam Zayn.- usłyszeliśmy postarzały głos. Był lekko zachrypły, niski i puki co nie za miły.
*Mar*
Przez to całe zamieszanie z tymi zwierzakami spóźniliśmy się trochę (20 min) na lekcje. Zacznijmy od:
"Wylecieliśmy szybko z domu który zamknął Liam. Biegliśmy dobre 10 minut obijając się o siebie, innych oraz potykając się o własne nogi. Wpadliśmy do szkoły i rozproszyliśmy się z powodu szukania klasy. Czyli tak jak zawsze na 1 roku nauki w nowym miejscu. Gdy Zayn z lokalizował naszą sale i otwierał drzwi wlecieliśmy w niego i wszyscy w przejściu utknęliśmy. W sumie narobiliśmy sobie już opinie nienormalnych, ale tak bywa."
Sumując tą lekcje która jak się okazała była organizacyjną. Dowiedzieliśmy się że naszym wychowawcą jest nauczyciel Angielskiego. To im się udało... Jestem ciekawa jak im pójdzie z niemieckim lub rosyjskim. Wracając do chwili obecnej. Mamy historię. Siedzę za jakimś wielkoludem razem z Horan'em. To znaczy ja tam już leżę sobie na blondynie ale w pewnym sensie siedzę... W pewnym momencie gdy zauważyłam że blondyna po coś sięga i wyciąga z torby orzechy laskowe, aż mnie rozbudziło. 
-Bierz trochę. Ale tak by nikt nie widział.- wyszeptał pod suwając w moją stronę paczkę orzechów. Lekko rozglądając się złapałam kilka i pojedynczo zjadałam.
-Mara. Odmienisz nam czasownik widzieć?- zapytał nauczyciel o mało nie przyprawiając mnie o zawał serca. Mruknęłam coś na znak zgody, połknęłam resztki orzechów i wzięłam się za rozwiązanie.
-Widzieć. See. Saw. Seen. - odmieniłam czasownik i wróciłam do leżenia na Niall'u. Zauważyłam że kilka dziewczyn mi, a raczej nam się przygląda. W sumie czego mogłam się spodziewać? Witamy w kraju w którym każdy , każdemu zazdrości. Jednakże zobaczyłam również jak inni patrzą na Marcela z wymalowaną pogardą i wyższością na twarzy. Nie powiem że nie, ale nie za miło mi się zrobiło widząc tą powierzchowność. Teraz rozumiem czemu tu i po co dokładnie jesteśmy. Moje rozmyślania przerwał dzwonek i szturchanie mnie w policzek przez Horan'a.
-Horan idioto! Zostawże moje policzki. Kiedy ci się to znudzi?- Uniosłam lekko głos podkreślając swoje nie zadowolenie z jego palców na mojej twarzy. Równocześnie pakowałam swoje książki. Po chwili zarzuciłam sobie torbę na ramię. Podążałam za blondynem do wyjścia, zaraz po wyjściu podbił do nas jakiś chłopak.
-Siema! Jak tam pierwsza lekcja? A tak na marginesie... Jesteście razem?- Zadał nam kilka pytań brązowo włosy. Zadziwiające jak bardzo prosto liniowy był, jednakże jest również miły co działa na plus.Spojrzałam na Irish'a a on na mnie po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.
-Ja z nim? Śmieszny jesteś. -Zawołałam wesoło wycierając łezkę która przez śmiech znalazła się w kąciku oka.
-Lekcja minęła całkiem miło, wiesz jak zabawnie się patrzy kiedy Mar jest w szoku i jeszcze je orzechy? To wygląda tak jakby zaraz miała je wypluć ale za to coś mruczy i lekko rozszerza oczy. Czyli tak jak zawsze. Ogólnie to jak masz na imię?- zakończył swoją opowieść pytanie uhahany Horan.
-Jeszcze za to oberwiesz. -pogroziłam mu palcem z żartobliwym tonem.
-Jesteście przyjaciółmi tak śmiem twierdzić. No i mam na imię Piotrek.-Przedstawił się oraz przedstawił własny opis sytuacji. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy puki nie zobaczyłam jak pewna grupa, zapewne elita znęca się nad Marcelem. Przeprosiłam chłopców ruszając w stronę tłumu.
-Czyli już  nie macie się na kim znęcać tylko nad nowym?- zapytałam ironicznie wpychając się na środek okręgu. Podszedł do mnie jakiś dobrze zbudowany chłopak.
-Odsuń się mordko. Bo jeszcze ci się krzywda stanie.-Powiedział niebieskooki kładąc swoją dłoń na moim policzku. Patrzyłam na nich wszystkich z pogardą i decydowałam się już na działanie ale Marcel mnie ubiegł wymierzając prawy sierpowy w twarz bruneta. Marcel równał się mniej więcej wzrostem z tamtym chłopakiem. Po uderzeniu przez chwilę chłopak nie wiedział co się dokładnie stało. Zielonooki odsunął mnie delikatnie i zrównał się z brunetem.
-Nikt, ale to powtarzam nikt nie będzie dotykał ani mówił do niej w ten sposób. Zrozumiano?!- Zagrzmiał Marcel przyciskając niebieskookiego do ściany. Wmurowało mnie to w ziemię. Nigdy nie widziałam Marcela tak wściekłego. Ponownie uderzył nim o ścianę gdy nie uzyskał odpowiedzi.
-Zapytałem się czy zrozumiano? -Drugi chłopak był przerażony ale ostatecznie z kapitulował i schował dumę do kieszeni mówiąc że zrozumiał. Marc opuścił go na ziemię i odwrócił się na pięcie zostawiając resztę w osłupieniu, zagarnął mnie pod ramię i odeszliśmy od zbiegowiska. Uniosłam swój wzrok na twarz chłopaka. Muszę się dowiedzieć o co w tym chodzi... Ostatecznie pociągnęłam zielonookiego przed szkołę, gdzie jak się spodziewałam nie było żywej duszy. Przeszłam razem z chłopakiem za budynek tak byśmy nie byli widoczni.
-Marcel.Możesz mi wyjaśnić czemu tak się zachowałeś? Mieliśmy być przykładem, a nie dodatkowo szkodzić ludziom.- Zapytałam z lekkim smutkiem. To nie jest normalne... Tak nie zachowują się anioły. Przy najmniej nie te dobre. Wróciłam! Tęskniłaś kochaniutka? Ciebie tu tylko brakowało. Co się tak rzucasz niczym wściekły węgorz? Jak co? Z resztą mam ważniejsze sprawy na głowie. Ech... No nie pogadasz, nie pogadasz. A idź ty.
-Em... Ja.- zaczął Marcel, ale jednak nie skończył swojej wypowiedzi. Nie mam pojęcia czy przez to że nie wiedział co ma powiedzieć czy po prostu nie chciał.
-Mar muszę ci coś powiedzieć. Bo ja... Ja nie jestem...- Wyszeptał końcówkę tak cicho że nie zrozumiałam ani słowa.
*Acacia*
Hmmm... Gdzie się podziali Mar z Marcelem? A z resztą kogo to obchodzi? Ja tam się zastanawiam jak tam z kozą... Mam nadzieje że nie zjadła mi słomianego kapelusza... Za ładnie pachniał by został pochłonięty przez bezdenną otchłań żołądka kozy.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
No cóż... Wyznanie Marcela... Gdybym ja się z takim czymś spotkała już dawno bym zatłukła autora/autorkę. Czyżbyście byli ciekawi co chciał jej wyznać nasz zielonooki oszukaniec? ;) 
Chora sprawa z zwierzakami, orzechy i bójka... No, no, no jestem w pewnym stopniu zadowolona ^^
~Merry ;3