wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 12 +małe podziękowania

Hey misie :) Cóż DZIĘKUJE za KAŻDE wyświetlenie, każdy komentarz, to wszystko sprawia że szczerzę się do ekranu to takie miłe widzieć że ktoś to docenia :) Mimo że to opowiadanie jest bardzo średnie jesteście tu i to wspaniałe :* Dziękuje a wam słodziaki życzę WESOŁYCH ŚWIĄT ! ♥ Ale do rzeczy to ma być rozdział a nie wieczne podziękowania ;D
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
*Mar*
Zza rogu wydreptał pingwin Lucuś z rządzą mordu wypisaną na dziobku.
-Dezydery jak cię dostanę w swoje skrzydła to zobaczysz! Ey! Nie podnoś mnie! Odstaw mnie na ziemie! Ja mam lęk wysokości!-krzyczał Lucuś którego podniosłam na może metr. Strasznie się wiercił ale to tak bardzo nie przeszkadzało.
- A kto to taki nie dobry? A ti niedobry pingwinku.- zaczęłam mówić do Lucka jak do małego bobasa.
-Nie, nie dobry a zły. - powiedział z politowaniem pierzasty.Odstawiłam go na stolik i lekko "po miziałam" go po piórkach. No, no, no zapowiada się ciekawie . 
-Co ty ze mną robisz? Nie przestawaj proszę.- wymamrotał pingwin który ponoć był  szalony. To już Aca jest bardziej szalona. 
-Ey a da się zjeść pingwina?- zapytał Horan. Wszyscy momentalnie zwróciliśmy się w stronę blondyna i Lucka.
-Nie będziesz jadł moich pobratymców ty morderco!- Pingwin dziobał go i okładał skrzydełkami. Dobiegł nas dźwięk dzwonka do drzwi. Wszyscy stanęliśmy jak wryci, opiekuni po chwili gdzieś uciekli zostawiając Horan'a z Luckiem na podłodze. Podeszłam do drzwi otwierając je. Przede mną stały dwie dziewczyny. Jedna Blondynka o piwnych oczach i brunetka z zielonymi.
-Hey w czym mogę pomóc?- zapytałam nowo przybyłe.
-Jesteśmy z sąsiedztwa, przyszłyśmy was poznać. Mamy też powitalne ciasto.-posłały mi uśmiech.
Wychyliłam się do środka i zobaczyłam jak Horan nadal leży pod  Luckiem.
-Lucuś wracaj do pokoju lub lodówki jak wolisz,, Horan gości mamy wstawaj z podłogi, idioci na dół! Wchodźcie. Przepraszam za to  że tak krzyczę , ale Pingwin i Nial mieli mały spór, a reszta coś po uciekała.-przepuściłam dziewczyny przez drzwi i poprowadziłam je w głąb domu.
-Ale czekaj jak to pingwina?- zaśmiała się brunetka siadając na kanapie obok przyjaciółki. W między czasie wszyscy domownicy przyleźli do salonu i rozwalili się wszędzie.
-Wow... Naprawdę was tu dużo.-zaśmiała się blondynka rozglądająca się po wszystkich.
-No trochę. No cóż Lucuś  jest moim pupilem, uwielbiam pingwiny, są mega urocze i wspaniałe.- wyjaśniłam i poczułam jak coś ociera się o moją nogę. Ty nie był Matley ale Lucyferek. - Hey maluchu.- podniosłam go na kolana i od czasu do czasu głaskałam.
-O właśnie Jestem Rose a to Oliwia. Uprzedzając jestem w połowie Brytyjką.-uśmiechnęła się brunetka i popatrzyła na drugą dziewczynę. 
-Jestem Mar, blond czupryna to Niall, w okularach, Marcel,  ten z mopem na głowie Harry, ta druga to Acacia, ciemno włosy to Zayn, tamten niebieskooki to Louis, a ten ostatni to Liam. O czekajcie. Na chwilę muszę wyjść.- wstałam z fotela i pokierowałam się na zewnątrz. Wyczułam w pobliżu kamień losy. Rozejrzałam się do okoła siebie, a gdy nikogo nie zauważyłam rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Szybko rozejrzałam do okoła i zobaczyłam ten charakterystyczny dla aniołów stróżów "kamień" on jest wyznacznikiem miejsca gdzie możemy coś zrobić. Podleciałam na miejsce. Chodnikiem szła jakaś dziewczyna z psem a niedaleko przed nią był chłopak. Mogę skrzyżować ich drogi. I to zrobię. Pies pociągnął ją trochę mocniej i wpadła na blondyna z brązowymi oczami. Misja wykonana... Czy coś. Ponownie wzbiłam się w powietrze i wróciłam do naszego domu, ukryłam skrzydła oraz weszłam do domu ponownie klepając na fotel, ale tym razem na kolana Horan'a.
-To co? Gramy w coś?- zapytałam miejąc już w głowie w co moglibyśmy pograć.
-Butelka?- zapytał Louis.
-Zbyt klasycznie kochany. Mam w pokoju kartki z pytaniami, weźmiemy je i wsadzimy do miski, za pomocą Matley'a będziemy wybierać osobę losującą, a ona natomiast może zadać pytanie komu tylko chce. Będzie?-zapytałam na co pokiwali głowami, a ja popędziłam na górę po pytania. Szybko je znalazłam oraz popędziłam po miskę na nie. Szybko je wsypałam do pojemnika i po drodze zgarnęłam jeszcze kociaka. O luju jak my je wykorzystujemy.
Wpadłam do salonu położyłam na środku miskę, a Matley'a położyłam na posadzkę, on dobrze wiedział co ma zrobić. Od razu prawie powędrował do Marcel'a. Chłopak szybko wziął karteczkę i ją przeczytał.
-Ładny charakter pisma. Ale wracając. Ulubiony gatunek muzyki Rose.- powiedział wpatrując się w brunetkę.
-Rock.- po chwili zastanowienia od powiedziała. Kolejną osobą była Oliwia, a ona zadawała pytanie Zayn'owi.
-Ulubiony sport.- zapytała a bardziej oznajmiła blondynka.
-Nożna.- westchnął kontynuując rozmowę z Payne'm.
*one hour later*
Z pytań w końcu zrezygnowaliśmy i zajęliśmy się telewizją.To znaczy kawałek z nas bo kilka jednostek poszło do swoich pokoi dalej się opitalać. Dziewczyny wróciły do siebie, Rose mieszka na lewo a Oliwia na przeciwko jak się okazało. Chyba czas spać jutro kolejny dzień w szkole, kolejny dzień nauki lub spania jak kto woli.Z turlałam się z kanapy i popełzłam na piętro do łazienki. Dobrą chwilę tam spędziłam, umyłam się, zęby, a włosy spięłam w wysoki kucyk. Ubrałam piżamę i wpadłam do łóżka.
*Acacia*
O kurde. Czy ja nie znajdę niczego do jedzenia?! Przeszukałam już chyba wszystko!
-Aca głodna jesteś?- usłyszałam za sobą głos blond kreatury która zawsze mnie ubiegała w kuchni.
-Nie Horan, ja tylko rozpaczliwie szukam jedzenia.- oznajmiłam odwracając się do blondyna twarzą. W ręce miał talerz z kanapkami, czy ja patrzyłam do lodówki? A już wiem czemu nie przecie tam Lucyfer siedzi.
-Dać ci trochę kanapek?- zapytał na co nawet nie trzeba było odpowiedzi, zabrałam dwie kanapki z talerza i rozsiadłam się by je pochłonąć jak czarna dziura cokolwiek co ona tam wchłania.
-Dzięki Niall.-powiedziałam z pełną buzią a on tylko kiwnął głową w odpowiedzi.
Do kuchni wlazła ledwo żywa Mar i otworzyła lodówkę, wyjęła mleko i pingwina, otworzyła drzwiczki od zamrażalki wepchała tam swojego Lucka. Wyciągnęła miskę, płatki i łyżkę po czym zrobiła mleko z płatkami. (Pamiętajmy o kolejności ;) Najpierw mleko później płatki, przy najmniej tak robi Mar xD) Powoli zaczęła jeść razem z nami, zero rozmów tylko chrup, chrup, chrup jak kolana Harry'ego. Za niedługo znowu szkoła yay... Nie.
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
Hey skarby :) Postanowiłam wam dodać rozdział na święta, świeżo przed moim wyjazdem do babci :) Wesolutkich Świąt jeszcze raz i mam nadzieje że się wam podoba rozdział :)
~Merry :*

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 11

Miłego czytania kotełki ;)
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
*Mar*
Marcel ze spuszczoną głową nadal stał w tym samym miejscu. Dalej nie wiem co chciał mi powiedzieć. Podeszłam do niego i próbowałam nawiązać kontakt wzrokowy. Złapałam go za twarz i uniosłam by na mnie popatrzył.
-Marcel spokojnie. Powtórz co powiedziałeś.- powiedziałam delikatnie. Chłopak chwilę błądził oczami po mojej twarzy, aż nie zadrżała mu warga.
-Mar ja nie... ja. Nie jestem w stanie... To silniejsze ode mnie.- Zielonooki gwałtownie się odwrócił i uderzył płaską ręką o ścianę. Chwilę jeszcze się uspokajał, znów się obrócił i zaczął mówić.
-Nie potrafię znieść myśli że ktoś może cię tak traktować, nie potrafię po prostu. Jesteś tak ważną osobą w moim życiu że nie potrafię pozwolić by ktoś mógł mi cię odebrać, obrazić...- Jeszcze chwilę milczał, a ja z nim. To urocze że tak myśli... Nie że coś... Ale weź ty coś zrób. Ale co mam... O kochany zaszalałeś...
*Louis*
Przemierzałem korytarz razem z Niall'em, właściwie to gdzieś wyleźliśmy nawet nie wiem gdzie.
-Horan... Wiesz ty gdzie w ogóle jesteśmy? -Zadałem pytanie farbowanemu z nadzieją na odpowiedź.
-A więc. Nie mam kompletnie pojęcia gdzie jesteśmy.- Wyszczerzył się. Też miałem zamiar ale przeszył mnie straszliwy ból głowy i musiałem się aż oprzeć o ścianę. Ból był niewyobrażalnie silny, rozsadzał czaszkę na drobne kawałki. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś tak okropnego. Z zewnątrz słyszałem cichy i bardzo stłumiony głos Niall'a, mówił coś jednakże nie mam pojęcia co... Sam już nie wiem czy nadal się tylko opieram o ścianę czy już leżę na podłodze. Zakuło jeszcze raz, a gdy otworzyłem oczy zobaczyłem przed sobą Gabriela. Zaczął mówić coś tak cicho, był strasznie zmartwiony, usłyszałem tylko jedno zdanie "Pośpiesz się ciemność wygrywa..." Po tych słowach obraz archanioła się rozmył i zobaczyłem zmartwioną twarz blondyna. Gwałtownie wstałem. Muszę znaleźć Mar.
-Louis! Gdzie idziesz?! - Wołał za mną blondyn, jednakże się nie zatrzymywałem. Coś mi mówiło że jest na zewnątrz. Jak na komendę zobaczyłem Mare i Marcela wchodzących do szkoły. Nie! Dopiero teraz?! Przecież Marcel wygląda jak Harry! Ale przecież oni są rodziną. Tak ale... Ale... Ale co? To nie miało by sensu... Masz na myśli że... Tak. Chodzi mi właśnie o to że Harry to Marcel, a Marcel to Harry. Masz racje to nie  ma sensu. O Marcel gdzieś poszedł! Szybkim tempem podszedłem do dziewczyny i nie mam pojęcia czemu... Ale pod wpływem impulsu obdarowałem jej usta pocałunkiem. Co lepsze odwzajemniła go! To się oczyszczasz... Co ty tam mamroczesz? Ja? Nie nic. Emm okey. Po chwili odkleiłem swoje usta od jej i posłałem jej uśmiech. Przez chwilę ona też się uśmiechała ale uniosła swój wzrok ponad moje ramie. Jak się okazało stał za nami Marcel.
-Wiedziałem...- Chłopak odwrócił się na pięcie i odszedł. Powróciłem wzrokiem na twarz Mar. Miała wymalowaną winę... Od razu ją przytuliłem.
-Shhh nie martw się przejdzie mu.- wyszeptałem całując ją w czubek głowy.Powoli sunąłem dłońmi po jej plecach mając nadzieje że się uspokoi.
-Ty nie rozumiesz... On... on mnie pocałował, a ja mu powiedziałam że może kiedyś... Rozumiesz? Narobiłam mu Nadziei...-nie dokończyła bo usłyszeliśmy meczenie z przed drzwi. Odwróciliśmy się w ich stronę i zobaczyliśmy naszego opiekuna...
-Dezy?- zdziwieni zapytaliśmy.
-Dzieciaki zwijajcie się narada.- powiedział i zaraz zebraliśmy się wszyscy jak leci i wyszliśmy ze szkoły. Powoli szliśmy za kozą a ludzie na chodniku dziwnie się na nas patrzyli.
-No co? To już nie można mieć kozy? To jest lans na kozę!- zawołała do nich Mar. Ta to jest dopiero bipolarna. Było jej smutno a teraz złapała jakąś fazę. No z nią to się nie da nudzić.
-To nasza koza! Zobaczycie jeszcze zje waszą trawę...-Zaśmiał się Niall grożąc palcem przechodnią. Oni to oboje siebie warci.
- Hał du ju du!- zaczęła nucić a zaraz dołączył się Horan. Oni to przypadkiem nie są rodziną?
-Te meeeełodzi spokój. Zaraz będziemy w domu. Zachowujcie się.
*Marcel*
Byłem na dobrej drodze... Tak niewiele brakowało, a mógłbym mieć moją szatynkę... Ale nieeee! Bo po co? Tomlinson musiał ją całować... Znów jesteśmy mniej więcej na tym samym poziomie...
-No to ten zebranie. Wiem że już dość polubiliście swoich opiekunów ale...-Zaczął Dezy ale wciął się Liam.
-Stary polubić? Ja z Zayn'em teraz boimy się tego żółwia gorzej niż ja łyżek! -Uniósł się Payno.
-Uważaj na słowa chuliganie. Mam cię na oku.- burknął żółw Henek. Przy najmniej mnie polubił.
-No widzisz! On jest straszny! - Zawołał Zayn z przerażeniem na twarzy.
-Dobra. To tak na szybko. Aca i Marcel macie Henka. Mar i Harry Lucek jest wasz. A Louis i Horan macie Matley'a.No a wy macie sobie mnie.-skierował się do Li i Zayn'a, Dezy.
-Kto to Matley?- zapytała Mar.
-To kotek.- Od powiedział jej Dezy.
-To w takim razie kto to Lucek?- Zapytał Ed...
-No wiecie... To pingwin psychopata i siedzi w lodówce.- od powiedział Matley.
-Co?!- zawołali razem.
Hahaha to się im... O kurde... No to wpadłem. Ed na pewno mi wciśnie tego psychicznego pingwina.  Jestem zgubiony.
-Ja wam dam! Nie brać mnie na zebrania!- zawołał prawdopodobnie Lucek. Jak myśleliśmy zza rogu wyskoczył pingwin. Nieźle wkurzony pingwin...

-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
Nadal nie mogę się pozbierać po Lucku xD Ten pingwin to będzie miał przyszłość :D No cóż mieliśmy dwa buziaki i wiemy jak nazywają się zwierzaki ^^
To ten pozderki kochani <3
~Merry

poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 10

Wooooow *.* Już ponad 2K wyświetleń... To takie miłe <3 Muzyka ♥ Miłego Czytania ♥
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
*Marcel*
Kolejny dzień, kolejne sekundy, minuty, godziny... Z jednej szkoły do drugiej. Zwlekłem się z ciepłego łóżka i podszedłem sprawdzić szafę. Uchyliłem drzwi a, z nich wypadł kotek. 
-Ej! Skąd mam kota w szafie?!- zapytałem na tyle głośno by mnie usłyszeli. Pierwsza zjawiła się u mnie Mar.
- Z jakiej paki masz kota? Też chce...- posmutniała dziewczyna głaszcząc malucha po policzku. 
Mrrrr... Jak miło.  Usłyszałem przyciszony i milutki głosik w głowie. 
-Marcel... Czy tylko ja usłyszałam tamten głosik? - Zwróciła się do mnie z szeroko otwartymi oczami. Przy najmniej wiem że nie zwariowałem. Nie uprzedzili was że podzielą was na pary i  przydzielą kilku opiekunów? Z resztą ta wasza koza to jakiś niewypał. Jaki normalny nastolatek trzyma kozę w domu? Kot, pies, chomik lub papuga to jeszcze rozumiem, ale koza?  Emm... To już chore. Ile jeszcze zwierząt będzie w tym domu?
-Aaaaaa! Czemu ten żółw mówi?!- wykrzyczał zapewne Payne. On tylko tak piszczy.
-Ucisz się! Gdzie ten drugi młotek? Jak mu tam Zayn.- usłyszeliśmy postarzały głos. Był lekko zachrypły, niski i puki co nie za miły.
*Mar*
Przez to całe zamieszanie z tymi zwierzakami spóźniliśmy się trochę (20 min) na lekcje. Zacznijmy od:
"Wylecieliśmy szybko z domu który zamknął Liam. Biegliśmy dobre 10 minut obijając się o siebie, innych oraz potykając się o własne nogi. Wpadliśmy do szkoły i rozproszyliśmy się z powodu szukania klasy. Czyli tak jak zawsze na 1 roku nauki w nowym miejscu. Gdy Zayn z lokalizował naszą sale i otwierał drzwi wlecieliśmy w niego i wszyscy w przejściu utknęliśmy. W sumie narobiliśmy sobie już opinie nienormalnych, ale tak bywa."
Sumując tą lekcje która jak się okazała była organizacyjną. Dowiedzieliśmy się że naszym wychowawcą jest nauczyciel Angielskiego. To im się udało... Jestem ciekawa jak im pójdzie z niemieckim lub rosyjskim. Wracając do chwili obecnej. Mamy historię. Siedzę za jakimś wielkoludem razem z Horan'em. To znaczy ja tam już leżę sobie na blondynie ale w pewnym sensie siedzę... W pewnym momencie gdy zauważyłam że blondyna po coś sięga i wyciąga z torby orzechy laskowe, aż mnie rozbudziło. 
-Bierz trochę. Ale tak by nikt nie widział.- wyszeptał pod suwając w moją stronę paczkę orzechów. Lekko rozglądając się złapałam kilka i pojedynczo zjadałam.
-Mara. Odmienisz nam czasownik widzieć?- zapytał nauczyciel o mało nie przyprawiając mnie o zawał serca. Mruknęłam coś na znak zgody, połknęłam resztki orzechów i wzięłam się za rozwiązanie.
-Widzieć. See. Saw. Seen. - odmieniłam czasownik i wróciłam do leżenia na Niall'u. Zauważyłam że kilka dziewczyn mi, a raczej nam się przygląda. W sumie czego mogłam się spodziewać? Witamy w kraju w którym każdy , każdemu zazdrości. Jednakże zobaczyłam również jak inni patrzą na Marcela z wymalowaną pogardą i wyższością na twarzy. Nie powiem że nie, ale nie za miło mi się zrobiło widząc tą powierzchowność. Teraz rozumiem czemu tu i po co dokładnie jesteśmy. Moje rozmyślania przerwał dzwonek i szturchanie mnie w policzek przez Horan'a.
-Horan idioto! Zostawże moje policzki. Kiedy ci się to znudzi?- Uniosłam lekko głos podkreślając swoje nie zadowolenie z jego palców na mojej twarzy. Równocześnie pakowałam swoje książki. Po chwili zarzuciłam sobie torbę na ramię. Podążałam za blondynem do wyjścia, zaraz po wyjściu podbił do nas jakiś chłopak.
-Siema! Jak tam pierwsza lekcja? A tak na marginesie... Jesteście razem?- Zadał nam kilka pytań brązowo włosy. Zadziwiające jak bardzo prosto liniowy był, jednakże jest również miły co działa na plus.Spojrzałam na Irish'a a on na mnie po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.
-Ja z nim? Śmieszny jesteś. -Zawołałam wesoło wycierając łezkę która przez śmiech znalazła się w kąciku oka.
-Lekcja minęła całkiem miło, wiesz jak zabawnie się patrzy kiedy Mar jest w szoku i jeszcze je orzechy? To wygląda tak jakby zaraz miała je wypluć ale za to coś mruczy i lekko rozszerza oczy. Czyli tak jak zawsze. Ogólnie to jak masz na imię?- zakończył swoją opowieść pytanie uhahany Horan.
-Jeszcze za to oberwiesz. -pogroziłam mu palcem z żartobliwym tonem.
-Jesteście przyjaciółmi tak śmiem twierdzić. No i mam na imię Piotrek.-Przedstawił się oraz przedstawił własny opis sytuacji. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy puki nie zobaczyłam jak pewna grupa, zapewne elita znęca się nad Marcelem. Przeprosiłam chłopców ruszając w stronę tłumu.
-Czyli już  nie macie się na kim znęcać tylko nad nowym?- zapytałam ironicznie wpychając się na środek okręgu. Podszedł do mnie jakiś dobrze zbudowany chłopak.
-Odsuń się mordko. Bo jeszcze ci się krzywda stanie.-Powiedział niebieskooki kładąc swoją dłoń na moim policzku. Patrzyłam na nich wszystkich z pogardą i decydowałam się już na działanie ale Marcel mnie ubiegł wymierzając prawy sierpowy w twarz bruneta. Marcel równał się mniej więcej wzrostem z tamtym chłopakiem. Po uderzeniu przez chwilę chłopak nie wiedział co się dokładnie stało. Zielonooki odsunął mnie delikatnie i zrównał się z brunetem.
-Nikt, ale to powtarzam nikt nie będzie dotykał ani mówił do niej w ten sposób. Zrozumiano?!- Zagrzmiał Marcel przyciskając niebieskookiego do ściany. Wmurowało mnie to w ziemię. Nigdy nie widziałam Marcela tak wściekłego. Ponownie uderzył nim o ścianę gdy nie uzyskał odpowiedzi.
-Zapytałem się czy zrozumiano? -Drugi chłopak był przerażony ale ostatecznie z kapitulował i schował dumę do kieszeni mówiąc że zrozumiał. Marc opuścił go na ziemię i odwrócił się na pięcie zostawiając resztę w osłupieniu, zagarnął mnie pod ramię i odeszliśmy od zbiegowiska. Uniosłam swój wzrok na twarz chłopaka. Muszę się dowiedzieć o co w tym chodzi... Ostatecznie pociągnęłam zielonookiego przed szkołę, gdzie jak się spodziewałam nie było żywej duszy. Przeszłam razem z chłopakiem za budynek tak byśmy nie byli widoczni.
-Marcel.Możesz mi wyjaśnić czemu tak się zachowałeś? Mieliśmy być przykładem, a nie dodatkowo szkodzić ludziom.- Zapytałam z lekkim smutkiem. To nie jest normalne... Tak nie zachowują się anioły. Przy najmniej nie te dobre. Wróciłam! Tęskniłaś kochaniutka? Ciebie tu tylko brakowało. Co się tak rzucasz niczym wściekły węgorz? Jak co? Z resztą mam ważniejsze sprawy na głowie. Ech... No nie pogadasz, nie pogadasz. A idź ty.
-Em... Ja.- zaczął Marcel, ale jednak nie skończył swojej wypowiedzi. Nie mam pojęcia czy przez to że nie wiedział co ma powiedzieć czy po prostu nie chciał.
-Mar muszę ci coś powiedzieć. Bo ja... Ja nie jestem...- Wyszeptał końcówkę tak cicho że nie zrozumiałam ani słowa.
*Acacia*
Hmmm... Gdzie się podziali Mar z Marcelem? A z resztą kogo to obchodzi? Ja tam się zastanawiam jak tam z kozą... Mam nadzieje że nie zjadła mi słomianego kapelusza... Za ładnie pachniał by został pochłonięty przez bezdenną otchłań żołądka kozy.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
No cóż... Wyznanie Marcela... Gdybym ja się z takim czymś spotkała już dawno bym zatłukła autora/autorkę. Czyżbyście byli ciekawi co chciał jej wyznać nasz zielonooki oszukaniec? ;) 
Chora sprawa z zwierzakami, orzechy i bójka... No, no, no jestem w pewnym stopniu zadowolona ^^
~Merry ;3

czwartek, 11 września 2014

Rozdział 9

Bez żadnego biadolenia oto nn miłego czytania :***
______________________________________________
*Louis*
Ech... ile mamy jeszcze czekać? Ta koza jest na prawdę straszna, ja ją zamknę gdzieś pod schodami i będzie spać jak Harry Potter w Kamieniu Filozoficznym! Tak to jest pomysł. Jesteś idiotą. Wcale nie! Ze mną się będziesz kłócił ? Wszyscy to potwierdzą! Ale i tak cie nie usłyszą! Oj mam również własne asy w rękawie...  Z policzkowałem się sam mimowolnie. To za twoje pyskowanie.
Usłyszałem huk dobiegający z przed drzwi wejściowych.
-Witam...- zaczęła kózka do nowo przybyłych.
-Aaaaaa! Horan! Koza mówi!- Wydarła się Mar, wskakując na Horan'a i rozwalając w okół siebie zakupy, które swoją drogą były ogromne. Horan szybko złapał dziewczynę, ale upuścił zakupy. Mar zaczęła grzebać w jakiejś torbie i wyciągnęła z niej bagietkę i wysunęła ją w stronę kózki.
-Zgiń przepadnij zmoro nie czysta!- Krzyknęła znów Mar i zaczęła wymachiwać bagietką jak jakiś japoński ktosiek.
-Ey, ey, ey nie wymachuj tą bagietką bo jeszcze kogoś uderzysz.- stwierdziła powoli cofając się koza. Postanowiłem nie straszyć przewodnika i unikając ciosów bagietką przerzuciłem sobie Mar przez ramię i przeniosłem do kuchni ignorując jej wrzaski że chciała obalić tamtą koze... Posadziłem dziewczynę na stole i stanąłem na wprost niej , opierając się o jej uda, czekając aż się uspokoi.
-Louis co tu jest grane? Kozy na ziemi nie mówią, i nie są mądrzejsze od Horan'a.-stwierdziła Mar nadal wymachując bagietką którą chciałem jej zabrać, ale jednak wypadła jej z ręki i trafiła wprost w Acacia'e która nawiasem mówiąc była głodna.
-O, dzięki.- zaśmiała się Aca i ugryzła bagietkę wracając do salonu.
Postanowiłem już wyjaśnić Mar co się tu dzieje. Lekko się uspokoiła, ale wyglądała jakby kłóciła się z samą sobą.
-Mar...- zacząłem, a kontynuowałem dopiero gdy zwróciła swoją uwagę na mnie.- Ta koza to nasz przewodnik, taka malutka pomoc. Tak wiem że to nienormalne, ale zwróć uwagę że też jesteśmy bytami nad przyrodzonymi...- Wytłumaczyłem jak umiałem całą sprawę. W przyrodzenie to ty dostaniesz jeśli od niej nie odejdziesz. Śmieszny jesteś Styles, i tak ci się nie uda. 
*Mar*       Muzyka...
Siedziałam u siebie w pokoju i przeglądałam Internet. Jak się okazało dostaliśmy bez zakładania od razu profile na różnych portalach społecznościowych typu FB, TT, IG itd. Jutro z tego co wiem idziemy do liceum... Jestem ciekawa jak tamtym ciołkom pójdzie z językiem... Właśnie! Wyłączyłam szybko laptopa i wyszłam z pokoju. Na zewnątrz była straszliwa ulewa. Tylko nie to... Ja tak strasznie boję się burzy.Zaczęłam moje poszukiwania od pokoi, a skończyłam na Salonie gdzie siedział tylko Styles z telefonem w ręce.Gdzie podziali się wszyscy? To znaczy gdzie wszyscy się podziali. Tak teraz bardziej gramatycznie. Z braku laku podeszłam do kanapy i spoglądałam co chwilę za okno, to na Styles'a obok, normalnie to bym tego nie robiła ale nie mam nic ciekawego do robienia, jest burza, a on jest jedyną "żywą" duszą w tym domu... Nagle pomieszczenie rozświeciło się od blasku piorunu i usłyszałam mocny trzask grzmotu. Szybko wstałam z rozkładanej kanapy, pociągnęłam Styles'a za rękę tak mocno że poleciał na ziemię, po czym szybko podniosłam górną część kanapy, wywaliłam pościel i władowałam się do środka kanapy zamykając za sobą kanapę. Moja ignorancja na to iż Styles ma poobijany tyłek była tak wielka że nawet nie pomogłam mu wstać, nie przeprosiłam, wywaliłam na niego pościel i zostawiłam jęczącego pod pościelą na podłodze. Ten idiota jak widać wywlókł się z pod kopca i teraz nawala w kanapę, ja chcę tylko przetrwać burzę.
-Mar wyłaź z pod łóżka, nie wydurniaj się.- Gadał Styles... Co lepsze gadał chińską polszczyzną. Próbował mnie wyciągnąć z mojej kryjówki ale mu się to nie udawało.
-Nie! Nie wyjdę!- krzyczałam dale j próbując nie dać się wyciągnąć z kanapy.
- Czemu?!- Wydarł się tak że mną wstrząsnęło. Miałam teraz jeszcze gorszy problem niż burza... Wściekły Styles... Nie dobrze.
-Boje się burzy.- wyszeptałam. Miałam cichą nadzieje że jednak usłyszał i nie będę musiała powtarzać.
-Możesz głośniej?- nadal zdenerwowanym tonem zapytał.
*Harry*
Siedziałem przy kanapie i dalej rozmawiałem z moją Mar. Ed pewnie z resztą teraz uczą się polskiego, teraz mogę się im śmiać prosto w twarz bo uczyłem się tego języka. Nie wywyższaj się tak... Nacieszyć się nie dasz.
-Burzy się boje.- usłyszałem po raz drugi trochę wyraźniej. Teraz już otworzyłem kanapę i ją stamtąd wyciągnąłem przytulając. Była strasznie zdziwiona moją reakcją na wieść o jej strachu. W sumie to większość aniołów boi się burz...Ale to swoją drogą. Wstałem razem z dziewczyną i usiedliśmy na kanapie. Dobrze wiedziałem że ta zamiana z Ed'em dzisiaj będzie dobrym pomysłem. Siedzieliśmy tak wtulenie w siebie dopóki nie przestało grzmieć. Po kolejnych kilku minutach zrobiłem się śpiący, co było równo znaczne z tym że zaraz zasnę.
*Niall*
Wyszliśmy z naszej piwnico-pracowni gdzie uczyliśmy się tego zakichanego języka, zwany polskim... Tyle dobrze że mamy o wiele pojemniejszy i szybciej przyswajający wiedzę mózg. Hhahahah jakie to narcystyczne. Dobra jednak boje się sam siebie, od kiedy ja znam tak trudne i mało zrozumiałe słowa? Pominę to...
Wychodziliśmy z podziemi domu, ze mną na czele i Dezyderiuszem kozą. Tak jest takie imię... Szczerze uznaliśmy że będziemy wołać na niego Dezy, to najlepsze wyjście, przy najmniej nie uznają nas za idiotów gdy będziemy go wołać. Wooow. To... Niebywałe... Szybko zwróciłem swój wzrok na Lou który aż gotował się ze złości. Nie powiem ale widok Mar śpiącej z Styles'em, jest strasznie zaskakująca, nienormalna i jak wspomniałem wcześniej niebywała. Ona go po prostu nienawidziła, to nie ma sensu... Nic nie ma sensu... Wrogowie się nie przytulają tak jak ( przypiska od autorki : Miałam dziką chęć wpisania tu jak " Buczek z Wawrzyniakiem" xD Ale jednak wolałam nie...) ten jeden czarny Liam nie przytuliłby łyżki!  Tak głupie porównanie ale nie miałem na razie lepszego. Moim zdaniem albo Styles coś jej zrobił, albo ktoś przywalił jej w głowę patelnią... Co się dziwić raz próbowałem, nie było to dobrym pomysłem... Dostała drugi raz tylko za drugim oberwała książką od chemii. Nienawidzę... Ale wracając, Lou gdyby nie Zayn z Liam'em rzuciłby się na Harry'ego z pięściami, mocą i takimi tam. Także ten nie polecam i te sprawy. Podbiegłem do śpiących i uderzyłem barana w głowę by się obudził. To przy najmniej działa na Tomlinson'a. Powtórzyłem tak kilka razy, a gdy stwierdziłem że to nie ma sensu... Czyli po około 18 uderzeniach, postanowiłem wyciągnąć Mar z jego objęć. Na szczęście Dib szybko się obudziła, jej mina nie była zadowolona z faktu że Styles ją przytulał.  Wybrałem chyba dobry moment na zabranie Mar z salonu, ale za to ten drugi nie miał tyle szczęścia, gdyż chłopakom wyrwał się rozwścieczony Louis, już miał się rzucić na niego z pięściami, ale Mar mi się wyrwała i stworzyła tarczę obronną nad nic nie spodziewającemu się Harry'emu. Louis zwrócił się szybko w naszą stronę, był pogrążony w furii, za to Dezy gdzieś zniknął. No świetny opiekun... To ja bym się lepiej nawet jajkiem zajął. 
-Czy was do końca pogięło?! Louis nie spodziewałam się takiego zachowania po tobie. Wiesz? Zawiodłam się na tobie, nie sądziłam że mógłbyś kogokolwiek skrzywdzić...- Mówiła Mar głosem wypranym z emocji, w sumie nie dziwie się jej... Nigdy nie widziała u żadnego anioła takiej złości. Ja widziałem różne przypadki, więc jakoś się na to przygotowałem. Też przez pewien czas byłem podobny... To pewnego rodzaju bunt, złość z ważnego powodu przeradza się w złość z byle błahostki, czasem furią lub lekką złością. Ten okres przechodzi po około tygodniu, maksimum dwóch i nie powraca. Coś takiego jak " Noc Oczyszczenia" taki horror opowiadający o jednej nocy w której wszystkie przestępstwa są dozwolone, z resztą film był genialny ale to swoją drogą.
-TY. SIĘ. Z. NIM. PRZYTULAŁAŚ. - wysyczał przez zęby Tomlinson. No to zaczyna się "oczyszczenie" i czas obchodzenia się z Lou jak z tykającą bombą zegarową, nie wiadomo kiedy może eksplodować. Naprawdę zaczynam sam siebie przerażać... Filozof Horan... Tak jeszcze czego!
- Nie jej wina że boi się burzy Tomlinson! Byłem jedyną osobą którą mogła znaleźć. Najpierw schowała się do łóżka, ale ją stamtąd wyciągnąłem i próbowałem uspokoić. Jesteś strasznym idiotą...- prychnął Styles odwracając się na pięcie i podążając do swojego pokoju. Podobnie uczyniła Mar kiwając przecząca głową i pogardliwie patrząc na Lou. Chłopak od razu się zerwał by za nią pójść, jednak Liam z Zayn'em przytrzymali go gdy skinąłem głową że to ja z nią pogadam.
-Lou ochłoń trochę, teraz przeżywasz swój okres anielskiego buntu, proszę cię nie rób nic głupiego.- powiedziałem do przyjaciela i podążając wprost do pokoju Mar. Wyszedłem szybko po schodach po czym przeszedłem kawałek korytarzem i zapukałem do drzwi mojej kapucynki. Usłyszałem stłumione " odejdź" jednak uchyliłem drzwi i wystawiłem przez nie głowę.
-Chciałem ci wytłumaczyć czemu Louis tak się zachował. - Nie czekając na odzew ze strony dziewczyny wszedłem do jej pokoju, usiadłem obok niej obejmując ją ramieniem jak za dawnych czasów.
- Lou teraz ma swój anielski bunt. Wiesz o co chodzi? - Mar zaprzeczyła kiwając głową na nie.-Przez około tydzień może dwa będziemy musieli znosić jego nagłą bipolarność i impulsywność. Łatwo będzie go teraz zdenerwować byle błahostką. Jesteś dla niego bardzo ważna kapucynko. Najmniejszy kontakt z Harry'm może mieć złe skutki, teraz trzeba będzie się z nim obchodzić jak z jajkiem... Pamiętasz ten horror który oglądaliśmy w 6 klasie?- zapytałem, a dziewczyna na chwilę się zamyśliła szukając, zapewne filmu, jego fragmętów oraz tytułu. Nie musiałem strasznie długo czekać na jej odpowiedź.
-"Noc Oczyszczenia" ? O ten film ci chodzi? Czyli że Loui teraz przeżyje taki swój tydzień oczyszczenia tak?- Zapytała. Czasem mnie zadziwia to jak szybko łączy fakty, z pewnością jej umysł pracuje o kilka razy szybciej i lepiej od mojego.
-Przerażasz mnie... Hhahahah dokładnie tak będzie.- zaśmiałem się i posłałem jej uśmiech, który po chwili odwzajemniła.
-Ja ciebie? To chyba ty mnie blondyna. Taki filozof się z ciebie zrobił, jak będziesz się uczył czy coś to mnie wołaj okey?- Zapytała śmiechem Mar.
-Nie śmiej się tak. Zobaczysz będziesz jeszcze coś chciała- Od powiedziałem jej i razem wybuchliśmy śmiechem. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy. W sumie rozmawialiśmy do około dziesiątej. Zebrałem swój tyłek mniej więcej o tej godzinie, umyłem się i poszedłem spać. To był wyczerpujący dzień...
________________________________________________________________
I Jak? Bardzo zepsułam? No to nasza kózka ma na imię Dezy i jest nieodpowiedzialna, Horan zrobił się podejrzanie mądry, zamiana Harry'ego z Edziem i strach przed burzą... Ech szału ni ma dupy nie urywa nie wiem jak u was :) No i pojawiła się mała przypiska... xD
~Merry ;3

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 8

Są Internety! xD
Miłego ;>
Tylko sb wlizłam do bloggera a tu co? Z 4 komenty i obserwator :)
Dziękuje za wszystko jesteście najlepsi :') Chapter for ya ;p
Jeśli chcecie wiedzieć to pisałam przy tym ^^
___________________
*Mara*
O matko... A jednak wrócę do kraju w którym się wychowałam i bądź co bądź również zmarłam...
Ugh zaczynasz. Ile razy będziesz sobie to przypominać?
No więc... 14 kwietnia pewnego ciepłego wieczoru miałam się spotkać z swoją klasą w pobliskiej kawiarni. Miałam jeszcze kilkanaście minut do spotkania, powoli kroczyłam szarym chodnikiem.Miałam przejść przez jezdnię przez pasy ale nie było mi to dane. Gdy byłam mniej więcej w połowie, zza rogu wyjechało ciemne auto prawdo podobnie jakieś sportowe. Auto było tak rozpędzone że nie było szans by zahamowało, a mi nogi jakby wrosły w ziemię. Szok jaki odczułam, a za razem chwilowy ból jest nie do opisania. Nie wiem kto prowadził, ale jeśli przeżył ma mnie na sumieniu. Ale to zdarzenie doprowadziło mnie tam do góry. A także do tego kim jestem...  Zdemoralizowany aniołeczek bez życia prywatnego z zaplanowaną przyszłością... Przy najmniej to zadanie w terenie jest jakąś odskocznią.
Dramatyzujesz, a Marcel i Louis to co?  Jak to co? To moje dupcie. Z kim ja utknęłam... Jak to z kim?! Z jedynie tylko mną. Spadam.
Rozglądnęłam się po naszej posesji, och centrum Bydgoszczy. Nowoczesny dom duuuuuży dom,  w sąsiedztwie zauważyłam jakichś snobów, kilku biznesmenów... monopolowy i kilku ech żuli? Realia Polski?  Szybciutko weszłam do domu i w kuchni znalazłam kopertę zaadresowaną do nas wszystkich. Szybciutko otworzyłam i zaczęłam czytać tekst .
"Waszym zadaniem jest pomoc ludziom z ich wyborami. Oczywiście to nie ma być wasz wybór, dacie im wolną rękę. Dostaliście tutejsze pieniądze, ubrania i buty kilka drobnych instrukcji... będziemy wam przysyłać co jakiś czas wiadomości. " Wiadomość nie miała nadawcy ale można było łatwo się domyślić od kogo dostaliśmy ten liścik.  Zanim reszta wpadła do domu szybko "wbiłam" na piętro i odszukałam pokój z tabliczką z moim imieniem. Zayn, Aca,Styles,Payne, Marcel, o ja! A kto obok? Horanek. Zapowiada się ciekawie. Wparowałam do pokoju a z wrażenia opadła mi szczęka. Pokój utrzymany był w jasnej zieleni z przebłyskami brązu, złota i beżu. Meble wykonane z jasnego drewna idealnie pasowały do jabłkowych ścian. Nad łóżkiem zdążyłam zauważyć czarno-złote namalowane drzewko. Dwoje drzwi zapewne jedne od łazienki, a drugie od garderoby. Położyłam walizki na środku pokoju jak to ja, po czym szybko wyleciałam z pokoju do kuchni by sprawdzić lodówkę. Taka tradycja którą stosujemy od dzieciństwa z Nieller'em, jak sądziłam blondyn zrobił to samo co ja, czyli nurkował w lodówce która świeciła kopertami. Nie kłamie! Nie umiesz kłamać... Oj tam, oj tam. No ale lodówka przepełniona była listami z poradami dla nas. Każda z nich była podpisana do kogo i na jaki "wypadek". Spojrzeliśmy z Horanem po sobie, po czym zabraliśmy trochę z naszego "kieszonkowego" by wyjść na miasto po coś do zjedzenia. Nic nie poradzimy na nasz wielki apetyt.
-Kupić wam coś?! Idziemy z Niall'em do sklepu!- krzyknęłam do reszty by wiedzieli gdzie nas wywiało i czy czegoś nie potrzebują.
-Żelki!- odkrzyknęła Aca i to tyle z zamówień przyjaciół no i tych drugich. Wyszliśmy z domu i powolnym krokiem skierowaliśmy się do jakiego kolwiek sklepu który mieliśmy nadzieje spotkać po drodze. Mieliśmy nadzieje na jakiegoś Lidla, Reala lub Biedre, jakieś Żabki i tym podobne nie za bardzo nas satysfakcjonowały. Oj znając mnie i Horana, a zwłaszcza nasze zakupy to chyba się nie doczołgamy nawet do domu.
-Coś nawet Biedronek nie ma...- stwierdził Niall, a jak na zawołanie znaleźliśmy Carrefour'a! Szybko wlecieliśmy do sklepu, porwaliśmy wózek na zakupy do którego jak zawsze wsiadłam i byłam wożona po całym sklepie, pakowałam po kolei produkty sporzywcze, wszystkie jak leci, od przypraw po ziemniaki. Razem z blondynem śmialiśmy się, wygłupialiśmy i nie zważaliśmy na innych patrzących na nas, z rozbawieniem lub innymi emocjami. Pewnie uznali nas za parę nie dorzeczność, ja i Horan? Najdziwniejsze połączenie EVER. Po chwili stwierdziłam że miejsca mam już za mało więc wstałam gdy Niall akurat schylał się po ciastka i pianki i powoli wlazłam mu na plecy tak żeby nie wywalić wózka.
-A ku ku Horanek!- zaśmiałam się gdy zakryłam mu oczy.
- Mar czy ja ci wyglądam na drzewo?- zapytał z lekkim rozbawieniem w głosie, zapewne przypomniała mu się podobna sytuacja z przeszłości.
- Nooo tak! Zobacz nawet masz liście w uszach!- zawołałam wesoło wyciągając z zza jego ucha liście laurowe które miałam wpakować do wózka. Chłopak gdy zobaczył co trzymam w ręce wybuchł  śmiechem, takim bardzo Horan'owym. Mało brakowało a ochrona by nas wyprosiła za przekroczenie limitu decybeli, jeśli coś takiego istnieje, ale biorąc pod uwagę że komuś mogło to przeszkadzać, no i że to Polska to wszystkiego się spodziewam. Przecież to w Warszawie jakiś gościu pływał kajakiem po drodze, ech tylko Polska...
-Ni! Zobacz żelki! Tych nie kupujemy. Musimy znaleźć Biedronkę, tam są genialne żelki.-posłałam przyjacielowi przebiegły uśmieszek. Tak właśnie, magiczne twarde żelki z Biedry. 
-Bo w życiu trzeba być twardym jak żelki z Biedry.- Powiedziałam z powagą  do blondyna który pakował w umór żelki do wózka.
-Tyle że my jesteśmy martwi.- zaśmiał się pakując 14 paczkę żelków misi.
-Czepiasz się.- machnęłam na niego ręką pakując 6 paczek żelków węży.
-Diabeł tkwi w szczegółach nieprawdaż? - zapytał ładując 8 dodatkowych jogurtów owocowych i 4 paczki "Monte MAX".
-Wooow, ta akcja z zamieszkaniem na ziemi zbliżyła nas bardzo do ludzkiego rozumowania.- stwierdziłam pakując skrzynkę jakiegoś napoju.
- Może trochę.- wzdrygnął ramionami i wrzucił trochę sera żółtego. Ja dorzuciłam jakieś parówki.
-Ej Horan może użyjesz swoich mięśni i przyniesiesz mleko?- zapytałam gdy z orientowałam się że nie wzięliśmy go na samym początku.
- Dobra ale ty idziesz po drugi wózek.- powiedział wskazując na mnie palcem i idąc w stronę krowiej wody. Po jego wypowiedzi szybko pobiegłam na zewnątrz sklepu i jak to w większości przypadków jest z wózkami wzięłam pierwszy lepszy z brzegu bo i tak większość nie jest "wtyknięta" jak to ja mówię tym tamtym dzyndzlem. Nie wiesz jak to się nazywa? A ty wiesz? Eeee nie. Pozostaniemy przy dzyndzlu prawda? To najrozsądniejsza opcja. Też tak sądzę. Wróciłam do Irish'a który od razu władował mleko i inne napoje do drugiego wózka. Jak my się z tym zabierzemy? 
-Niall ty wiesz że nie mamy szans tego zabrać sami?- zapytałam niebieskookiego. On nadal niewzruszony naszym nad bagażem ładował co popadnie.
-Te blondyna! Jak tak dalej pójdzie to sam będziesz targał 2/3 zakupów.- zawołałam za nim by wreszcie mnie posłuchał.
- I tak bym je niósł więc w czym problem?- zapytał zbijając mnie totalnie z pantałyku. Nie przemyślałam tego że i tak by tyle niósł bo jestem sierotą i nosić nawet zakupów w większej ilości nie umiem.
-Ouu... Nie przewidziałam tego. Blondyneczko nie wyprali ci przypadkiem mózgu?- zapytałam czym wywołałam uśmiech na twarzy przyjaciela. Powoli zbliżaliśmy się do kas, było też mniej rzeczy które możemy zjeść więc odpuściliśmy sobie dalsze szukanie i stanęliśmy w kolejce. Powoli rozładowywaliśmy nasze produkty do skasowania. Gdy już wyładowaliśmy nasze zakupy, a kasjerka zobaczyła furę jedzenia, aż jej oczy były wielkości pięciozłotówek. Cóż nie codziennie widuje się takie zakupy robione przez dwie osoby. Dziewczyna kasowała, a my upychaliśmy wszystko do siatek. Po dobrych piętnastu minutach pakowania w końcu mogliśmy zapłacić za zakupy.
- Należy się 573 złote 69 groszy.- powiadomiła nas kasjerka.
-I don't understand.- powiedział natomiast Horan.
- Ale ja rozumiem. - powiedziałam podając dziewczynie pieniądze. Wydała mi resztę, a my wyszliśmy i skierowaliśmy się strasznie dziwnym i powolnym krokiem do domu.
*Acacia*
Siedziałam w salonie czekając na tamte dwa ciołki. Byłam głodna, lekko zła i coś usłyszałam... Szybko się obejrzałam i dostrzegłam cień kogoś lub czegoś naprawdę niskiego. Nie lubię krasnali są strasznie wredne. Udałam się za cieniem, powoli stąpałam za... kózką? Co do jasnej anielki robi tu kózka?! Złapałam malucha i udałam się pod schody. 
-Chłopcy! Natychmiast na dół!- zawołałam, a reszta lokatorów spełzła na dół.
-Co ta kózka tu robi? - zadałam pytanie ale żaden z nich mi nie od powiedział.
- Co robię? Jestem waszym przewodnikiem.- z przerażenia upuściłam gadającą kózkę na podłogę.
-Delikatniej proszę. Niestety ale łatwo mnie połamać.- zaśmiała się koza...
___________________________________________________
Jak wrażenia xD Mam pytanie... Jak nazywa się ten taki dzyndzel? xD Jestem ciekawa czy tylko ja tak umiem. Mój debilizm nie ma granic :D W każdym razie jest nn i wrócił internet razem z tym gównem które czytacie ;p Koooza xD 
~Meeeeeerry :)

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 7

Miłego czytania :*  
Z Dedykacją dla wszystkich czytających ♥
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
*Ten z góry*
Ech... Coraz gorzej z światem ludzi, coraz więcej zbrodni, przemocy i biedy.Zasypują nas modlitwy... Muszę się skontaktować z Aduin'em, on i jego początkujący aniołowie stróże powinni zaradzić problemowi. To będzie ich pierwsza lekcja w terenie, mają szanse się wykazać. Dam im wolną rękę, nie będę ich nadzorować.
-Aduin! -wezwałem archanioła by przybył na rozmowę. Po chwili zjawił się blondyn z złotymi skrzydłami.
-Tak? Cóż się stało?- Zapytał gdy już stał przed mną.
-Na ziemi sprawy wyglądają coraz gorzej... Twoi uczniowie z TAA będą tu potrzebni.- powiadomiłem Aduin'a.
-Masz na myśli zajęcia w terenie? - zapytał skrzydlaty.
-Owszem. Tylko z tym wyjątkiem że nie przydzielamy im żadnego podopiecznego. - wypowiadając ostatnie zdanie  spotkałem zdziwione spojrzenie archanioła.
- Jak to nie?- wykrztusił z siebie zaskoczony.
-Normalnie. Wszystkie informacje znajdziesz u siebie w biurze.- powiadomiłem archanioła, a ten oddalił się do swojego biura.
*Mar*
-Że co k...?!- wykrzyknęłam do Styles'a po wstrzymując wypowiedzenie ostatniego słowa. Łooo ty... To... nie powinno się nigdy zdarzyć. Nigdy! Co ty nie powiesz? Sama perspektywa tego pomysłu mnie przeraża. Myślisz że mnie nie? Pokrzywdzona się znalazła. O sobie mówisz? No pewka wiesz? Dobra skupmy się na naszej mini tragedii. Może na czas jej trwania zakopiemy topór bojowy? Nigdy nie myślałam że to ty za proponujesz rozejm. Jestem jak najbardziej za. No okey. 
- Słyszałaś. Pakuj się piękna już jutro całą ekipą zlatujemy z chmurek i zaczynamy miesiąc z ludźmi.- wypowiedział ciemny z kpiącym uśmieszkiem. Gdybym mogła z tarłabym mu ten uśmieszek tarką do sera lub czym kolwiek innym.
- Zapomnij Styles, nie masz szans. Z resztą będziemy w tym samym domu i nie pozwolę ci jej tknąć.- warkną do niego Louis który dopiero co wszedł do mojego pokoju przepychając Styles'a z framugi drzwi. 
- I tak będziesz moja.-  powiedział mop wskazując na mnie palcem z uśmieszkiem.
-Idioto idźże stąd albo ubierz koszulkę i nie wracaj.- wypowiedziałam załamana. Na szczęście posłuchał i wyszedł. Nie zwracając uwagi na szatyna zaczęłam pakowanie moich manatek. Ech jutro witaj ziemio wohooo.(czujecie ten entuzjazm misie? xD) Przy najmniej wiem z kim będę w domu. Ty, Aca, Lou,Niall,Marcel,Zayn,Harry i Liam. No nieźle ósemka w jednym domu i to bez nadzoru tego z góry. Proszę cię przeżyj to. Spróbuje, ech to i tak chore. Po co nas świerzaków wysyłać w delegacje? Nie mam zielonego pojęcia. Ja też. Hahahah szczere. Bywa.
- Czyli nici z naszego wyjścia...- powiedział Lou.
- Niestety... Możemy też wyjść gdzieś na ziemi. - powiedziałam upychając kolejne ciuchy do walizki.
- Jasne.- posłał mi śliczny uśmiech i powoli pomagał mi w pakowaniu. 
*Aduin*
No i nadszedł ten dzień... To nie jest dobry pomysł, ale nie mam nic do gadania ten u góry zadecydował... Zwołałem zbiórkę przy złotej bramie gdzie powinienem być już za chwilę. Z oddali widziałem już tłum uczniów, niosłem ze sobą klucze do ich nowych domów na różnych miejscach kuli ziemskiej.  Na miejscu była już kula z miejscami gdzie uczniowie zlecą, każda grupa jest ośmioosobowa więc wszystko jest jak najbardziej uczciwe. Już byłem obok owej kuli i zacząłem przemowę.
- Witam was, jak wiecie macie miesiąc może trochę więcej zależy jak zadecyduje Najwyższy. Może przejdźmy do rzeczy, zaczynamy losowanie!- zawołałem kręcąc kulą.
*Marcel (Harry)*
Ustawiliśmy się grupami do kolejki, byliśmy chyba czwarci więc dość szybko pójdzie. 
-South Dakota,Rapid City,USA.- powiedział dyrek do grupy jakichś plastików. Chyba nie zbyt się ucieszyły... Cóż stolica zawiei śnieżnych... Niech się cieszą że nie wylądowały w Afryce lub Egipcie na pustyni...
- Kraj Loary, Le Mans, Francja.- kolejna grupa jeszcze chyba dwie.Francja to dość fajne państwo, udało im się jeśli chodzi o entuzjazm jaki pokazali.
-Hong Kong, Chińska Republika Ludowa.- To się im udało. Oj powodzenia im życzę, dogadać się jeszcze z takim skośnookim.
No i została jedna przed nami. Mam nadzieje że to my dostaniemy...
-Londyn, Wielka Brytania.- Co?!Oni do Londynu?! To gdzie my wylądujemy? Miałem nadzieje że jednak nam poszczęści się i dostaniemy Londyn... Podeszliśmy do dyrka a on zakręcił i odczytał nam to miejsce.
-Kujawsko-Pomorskie, Bydgoszcz, Polska.- Oooo... Czyli Polska... Em czy które kolwiek z nas wie gdzie to? Mam małę wątpliwości co do tego.... Na jakim zadupiu wylądowaliśmy? Nie wiem ale się dowiem. Jesteś idiotą... Ja? Gdzie tam? Wydaje ci się. No chyba nie. No raczej tak. Idź ty... Bo cie jeszcze zostawią. Nie zrobiliby tego. Zobaczymy.
Dyrek wręczył klucze Mar a ona szybko, cała pod jarana podbiegła z swoimi napakowanymi walizkami do bramy a my byliśmy tuż za nią.
-Polska, Bydgoszcz.- powiedziała ,a przed nami pokazały się schody z różowawych chmur do naszego teraźniejszego miejsca zamieszkania.
- Ej czy w ogóle ktoś wie gdzie to jest?- zapytał Liam.
-Ja wiem!- zawołali na raz Niall i Mar. Popatrzyli po sobie i zaśmiali się z siebie samych.
- Państwo na wschód od Niemiec.- Powiedział blondyn. Przytaknęliśmy i ruszyliśmy w dół. Schodziliśmy w dół mając nadzieje że nie będziemy mieszkać w jakiejś ruderze. Powoli zbliżaliśmy się do Ziemi i widzieliśmy już lekki zarys budynku...
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
No hey :)  Trochę krótkawy ale bywa, czasem są dłuższe czasem krótsze.(Przy najmniej dość często się pojawiają xD )Jeśli bylibyście ciekawi to pisałam przy tym i tym ;) Nwm czemu xD  W każdym razie podoba wam się rozdział? Lekki zamęt, nici z wyjścia Lou i Mar, Harry(Ed) i jego "wizyta", Polska?!, śmiechy chichy i topory xD Pozderki lofciam was itd :D
~Merry ;3

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 6

*Marcel (Harry)*
Obudził mnie dzwonek telefonu, kto do jasnej cholery dzwoni o takiej porze?! Idioto to Mar. Damn it! Odbierz ten telefon! Już.
Gdzie telefon? Pomyśl, gdzie go wczoraj miałeś? Pod poduszką. Bingo. 
Wyciągnąłem telefon z pod poduszki i odebrałem.
-Halo?
-Marcel proszę pomóż mi. Proszę.
- Co się stało? Nic ci nie jest?
-Proszę przyjdź.
-Ale co się stało?
- Chodź do mnie zobaczysz.
Dziewczyna rozłączyła się, a ja szybko ubrałem się, założyłem pingle, ułożyłem włosy i podążyłem kremowym korytarzem do jej niebiesko-złotego pokoju. Gdy byłem przed drzwiami one otworzyły się i zobaczyłem Acacie. Nie powiem zdziwiła się na mój widok.
- Emm cześć? Jestem Marcel. Mar chciała bym do niej przyszedł.- wytłumaczyłem. Boże rzygać  mi się chcę gdy tylko pomyślę że muszę być dla kogoś miły. Oczywiście dla kogoś za kim nie przepadam. Czyli praktycznie cała szkoła z nielicznymi wyjątkami? W rzeczy samej. 
-Emm okey. Jestem Acacia, wchodź .- Ciemno włosa przepuściła mnie w drzwiach i sama gdzieś wyszła. Rozejrzałem się po pokoju i nikogo nie zobaczyłem, została mi łazienka. Zapukałem do drzwi.
- Mar jesteś tam?- zapytałem. Harry to było idiotyczne pytanie. Jak w pokoju jej nie ma to oczywiste że jest w łazience. Aj tam szczegół. Szczegół będzie dopiero wtedy kiedy oberwiesz drzwiami. Jak na zawołanie dostałem drzwiami po głowie. Złapałem się za czoło.
- O Boziu przepraszam. Nic ci nie jest?- zapytała niebieskooka.
-Bywało gorzej. Nic mi nie jest, ale co się z nimi stało?- zapytałem dotykając jej skrzydeł, lekko prze straszona zatrzepotała nimi. Tak na prawdę to doskonale wiem co się dzieje. Po niektóre piórka były czarne. Oznacza to tyle co jestem coraz bliżej. Przyjrzyj się, niektóre są też złotawe. Nie ma co się cieszyć przed zachodem słońca. Louis... 
- Też chciałabym wiedzieć... Wiesz może jak to zamaskować? Jakby to Gabriel zobaczył załamałby się. Proszę pomóż mi.- Wyszeptała gdy łzy na płynęły jej do oczu. Przytuliłem ją mocno i gdy się lekko uspokoiła zacząłem rozmowę.
- Wiem że jest takie coś jak wybielacz do skrzydeł, ale nie wiem czy na pewno działa.- powiedziałem. Oj Lucyfer byłby z ciebie dumny, takie kity jej wciskasz. Możesz się zamknąć?! Próbuje jej pomóc, a Lucyfer to ostatnia osoba dla której chciałbym być powodem dumy. Więc łaskawie się przymknij.
-Zawsze można spróbować. Wiesz gdzie można go znaleźśc?- zapytała z nadzieją.
-Raczej wiem. Wracam za jakieś 15 minut okey?- zapytałem. Mar pokiwała głową na tak, a ja wyszedłem z pokoju dziewczyny i powolnym krokiem podążałem przez kremowy korytarz. Wszedłem do mojego szarego pokoju i zastałem Ed'a paradującego po pokoju w gaciach. Czyli jednak nadal to robi gdy nas nie ma.( rodziny ni ma, a w tym wypadku gdy nie było jego ;P)  W każdym razie nie przejąłem się nim za bardzo, jest u siebie niech robi co chcę. Polazłem do łazienki i otworzyłem mój schowek z wybielaczem który znajduje się dokładnie w trzecim rzędzie płytek od ściany równoległej do drzwi zaraz niedaleko prysznica. Tak lekko pogmatwane ale gdy odliczysz od ściany 3 płytki to już wiesz gdzie. Gdybym mógł przywaliłbym sobie teraz krzesłem z twojej głupoty. Czepiasz się. Zabrałem jedną z mniejszych i zamknąłem schowek po czym wyszedłem z łazienki i pokierowałem w stronę pokoju Mar.Mijałem już trzeci raz ten sam korytarz który jak wiadomo jest kremowy. Idioto przywal sobie w głowę bo ja nie mogę! Hahhahah nie.  Zobaczysz kiedyś z ciebie wyjdę i ci przyłożę łopatą. Śmiesznyś. Wątpię byś kiedykolwiek mnie opuścił. To jakby nie patrzeć nie zbyt realne. Powiedział wybryk natury - ciemny anioł. Nie jestem wybrykiem natury! Dla mnie jesteś. A idź ty.
*Mara*
Boję się, straszliwie. Usłyszałam że do pomieszczenia ktoś wszedł.
- Mar mam wybielacz.- słysząc lekko za chrypnięty głos otworzyłam drzwi i rozłożyłam skrzydła. Jak zawszę czułam lekkie mrowienie w okolicy łopatek. Chłopak wszedł do łazienki i odkręcił buteleczkę.
- Z tego co wyczytałem to może łaskotać a efekt utrzymuje się około 2 tygodni.- pokiwałam głową rozpościerając skrzydła na tyle ile pozwalały mi na to ściany. Marcel nabrał trochę na pędzel gąbkę i powoli aplikował na ciemniejsze pióra. Miał racje strasznie łaskocze. Co chwilę lekko chichotałam. Usłyszeliśmy hałas otwieranych drzwi, szybko spojrzeliśmy się na siebie później na drzwi których nie zakluczyliśmy. Marcel szybko zamkną i wrócił na swoje wcześniejsze miejsce.
- Mar! Jesteś?- zapytał głos zza drzwi... Głos Louis'a.Nie masz nawet pojęcia jak ja tutaj z ciebie śmieje. Ugh jesteś...
-Tak jestem.- od powiedziałam.
- Wiesz przyszedłem do ciebie, co robisz w łazience?- zapytał niebieskooki. Hahahah tłumacz się złotko, tłumacz. Nie pomagasz.  Popatrzyłam na Marcela i bezgłośnie powiedziałam "pomóż". Chłopak wziął do ręki mój ulubiony wisiorek od Niall'a który dostałam na 13 urodziny.

 Powiedź że chociażby dopiero wyszłaś z pod prysznica. Dziękuje Marcel.
- Ubieram się. Dopiero wyszłam z pod prysznica.- od powiedziałam, w prawdzie to było prawdą bo około pół godziny temu wyszłam z pod prysznica a teraz oprócz wybielenia skrzydeł mam do ubrania sweterek.Marna wymówka słonko.Masz problemy DD. Co znowu wymyśliłaś?Nic takiego dowiesz się później. Marcel kontynuował wybielanie a ja próbowałam się nie śmiać. Co jest straszliwie trudne do zrealizowania.
- Poczekam na ciebie dobrze?- zapytał, zapewne z uśmiechem.
-Hahah okey.- nie wytrzymałam i się zaśmiałam, ale zaraz powróciłam do odpowiedzi. Skończyłem. Dziękuje jeszcze raz ale teraz to będzie dość chore tłumaczenie czemu siedziałam tu z tobą. Nie jeżeli tu zostanę i poczekam aż wyjdzie. Mógłbyś tu sam siedzieć? Chłopak pokiwał głową na tak a ja wyszłam z łazienki do Lou.
*Marcel (Harry)*
Cały czas słuchałem ich rozmowy. Nie że jestem wścibski czy coś... Jesteś strasznie ciekawski Harry nie zaprzeczaj. Ech.W każdym razie ten aniołeczek chcę ją gdzieś zabrać. Przeszedłem przez ścianę i wszedłem przez drzwi główne, dziewczyna była przerażona, a Louis się na mnie popatrzył jak na debila.
-Emm... Przeszkadzam? - zapytałem.
- Co? Nie, nie przeszkadzasz. Właśnie miałem iść. Swoją drogą jestem Louis.- Podał mi rękę, którą jednak musiałem przyjąć by się nie wydało.
-Marcel.- od powiedziałem.
- Wpadnę po ciebie o 17 dobrze?- zapytał mój przeciwnik. Mar pokiwała głową na tak, a on wyszedł.
-Jak ty tu? Boże nie strasz mnie tak więcej.- zaśmiała się  i uderzyła mnie w ramie Mar. Porozmawialiśmy chwilę i wróciłem do siebie.
*Harry (Ed)*
Gdy brat wpadł do pokoju uznałem że czas chwilę po męczyć tą jego dziewczynę. Ruszyłem kremowym korytarzem i stanąłem w framudze drzwi dziewczyny, gdy mnie zauważyła jej oczy powiększyły swoją wielkość, ale zaraz powróciła do wcześniejszego wyrazu twarzy.
- Czego chcesz Styles?- warknęła. No, no ma charakterek.
- A czegóż miałbym chcieć prócz CIEBIE.- dodałem nacisk na ostatnie słowo.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
No hey :) I jak się wam podoba?  Jest w miarę znośny :/ Lekko dziwny, kolejne kłótnie i cóż już wiecie czego się prze straszyła xd
~Ten DEBIL na M xd

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 5

Miłego czytania słonka :*
Z dedykacją dla Karolinaxxxx3 
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
*Mara*
Gdy się obudziłam poczułam zapach męskich perfum. Tylko skąd do diaska się one znalazły w moim łóżku? Idiotko przecież śpisz z Louis'em. Co?! Otworzyłam gwałtownie oczy. Mój nos praktycznie dotykał jego torsu. Louis szczelnie objął mnie ramionami co wiązało się z tym że nie wydostanę się z nich dopóki Lou się nie obudzi. No to zostało mi gapienie się jak sroka w kość w Louis'a. Nie narzekam przy najmniej widoki mam ładne. Ale cóż nie mam pojęcia która godzina... Jest 6:23. A zajęcia masz o ósmej i na samym początku dwie lekcje latania.  O nie... To znaczy kocham latać ale nasz nauczyciel nas wszystkich nie cierpi. O Loui się chyba budzi. Zadarłam głowę lekko do góry i napotkałam jego lekko przymknięte oczy.
- Hey. - przywitałam chłopaka, a on posłał mi śliczny uśmiech.
- No hey. Wyspałaś się?- zapytał szatyn uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Tak ale myśl o dwóch lekcjach latania mnie dobija. - od powiedziałam .
- Kolejna lekcja z tym gościem? Kto w ogóle  wymyślił by dać na to stanowisko czarnego  który nie przepada za białymi? Ty masz jeszcze pewien luz bo jednak jesteś i im i nam potrzebna.- zakończył swój monolog błękitnooki. Miał racje i to wielką racje.
-Masz wielką racje ale chciałabym choć na chwilę zniknąć, dość ciężko jest być tym "kluczem". Wiesz taki Styles się do ciebie przyczepi i nie ma się jak od niego uwolnić...- powiedziałam i wyszłam z łóżka kierując się w stronę łazienki.
* Harry*
No i kolejny dzień do zmarnowania go na planach jak przybliżyć się do Mar. Chyba mam pomysł! Cholera to może się udać... Szybko wpadłem do łazienki, od haczyłem wszystkie czynności i przebrałem się. Cóż miałem cały pokój na własność, a po lekcjach muszę wpaść do siostry. Popędziłem na zajęcia z latania z tym starym dziadem który mnie nie cierpi. Szybko leciałem przez korytarz prowadzący na boisko i od razu ustawiłem się w szeregu. 
- Dziś zrobię wam luźną lekcję i zagracie sobie w siatkówkę, z tym wyjątkiem że gracie na wysokości 80 metrów.- zaśmiał się rzucając w nas piłką. Tego gościa do końca powaliło?! Popędził nas a my wlecieliśmy na odpowiednią wysokość i graliśmy.Dostałem podanie od chłopaków więc przebiłem przez siatkę, i zgarnąłem punkt. Liam poleciał za piłką i po chwili wrócił więc kontynuowaliśmy grę.
***
Jeszcze kilka minut i jestem na miejscu. Mam tylko nadzieje że wszystko pójdzie tak jak to planowałem. Byłem już prawię przed domem Gem. Wszedłem bez pytania i pukania do jej domu.
- Gemma! Nie przywitasz się ze mną?- zapytałem siostry.
- Hazz? Jak ja cię dawno nie widziałam.- przytuliła mnie.
- Cóż nie wpadłem na herbatkę mam do ciebie wielką prośbę.- wy powiedziałem czekając na jej reakcje.
- Czego potrzeba?- zapytała po chwili.
- Trzeba by było zmienić mnie w kogoś innego. Najlepiej w anioła.- zaśmiałem się.
- Czyli wybielamy skrzydełka co?- zaśmiała się i powędrowała do swojej pracowni. Podążyłem za nią i stanąłem na środku. Gem wyjęła z szafki wybielacz, żel do włosów, kujonki i jakieś ciuchy.
- Zaraz zmienię twój wygląd ale to ty załatwiasz sprawy z papierami.- wy powiedziała zakładając mi na nos okulary.
- Jasne, w prawdzie już wszystko załatwione.- powiedziałem, a siostra zajęła się moim wyglądem. Zaczęła od wybielenia skrzydeł, później fryzura i wręczyła mi ubrania, więc się w nie przebrałem. Wyglądałem jak kujon, ale przy najmniej mam teraz większe szanse.
*Mar*
Siedziałam w pokoju sama jak palec... Aca wyszła gdzieś a ja tu zdycham z nudy. Gdy ktoś wpadł do pokoju aż się wzdrygnęłam. W pokoju stał wysoki chłopak w okularach.
- Co tu robisz? - zapytałam lekko przerażonego chłopaka. Gdy to usłyszał szybko się odwrócił i odetchną z ulgą.
- Cześć jestem M-Marcel. Uciekałem przed jakimś Brad'em a gdy go zgubiłem chciałem się ukryć.- Wytłumaczył. Czyli Marcel...
- Hey jestem Mar. Nowy co?- zapytałam próbując by nie spinał się tak bardzo.
- Niestety.- od powiedział i usiadł obok mnie.
-W sumie mogłabym ci pomóc.- zaśmiałam się.- Może oprowadzę cię po szkolę co?- zapytałam z uśmiechem.
- Na prawdę? Nie chcę ci narobić niepotrzebnego obciachu. W końcu byłabyś widziana z nowym i do tego kujonem.- spuścił głowę.
- Pff w nosie mam co o mnie powiedzą, niech sobie gadają ja tam wolę pomóc ci.- posłałam mu uśmiech.
- Bardzo ci dziękuje.- powiedział z uśmiechem. Awww on ma takie słodziuchne dołeczki. Nie przypomina ci on kogoś? Coś mi tu śmierdzi... Daj spokój przecież statystycznie jest przy najmniej 3 osoby które wyglądają jak ty. Skąd to wiesz? Pff powiem ci kiedy indziej... Wyszliśmy z pokoju i podeszliśmy do szkoły.
- Oto nasza piękna szkoła, spędzamy w niej najlepiej czas.- zaczęłam mówić głosem jakiejś przesłodzonej laluni, po czym wybuchłam śmiechem zwracając na siebie uwagę kilku aniołów.
-Szalona jesteś.- zaśmiał się.
- Zawszę i wszędzie Marcel.- zaśmiałam się. Weszliśmy na korytarz i powoli kroczyliśmy opowiadając o sobie i pokazując kolejne sale lekcyjne.
*Harry*
Po zwiedzaniu TAA odprowadziłem Mar do jej pokoju i sam wróciłem do swojego. 
- O widzę że już się rozgościłeś braciszku.- zaśmiałem się.
- Hahhaahah Harry? Kto cię tak skrzywdził?- mówił przez śmiech bliźniak.
- Na potrzeby planu muszę tak wyglądać. Pamiętaj teraz jestem Marcel, a ty Harry.- powiedziałem do Ed'a.
- Nie ma sprawy, czyli już od jutra mogę nękać tą dziewczynę?- zapytał.
- Nawet teraz możesz do niej iść.- powiedziałem ściągając zerówki i mierzwiąc włosy.
- Żeby mi się jeszcze chciało.- zakpił rozkładając się na łóżku.
Postąpiłem podobnie i też położyłem się w łóżku. I teraz jak ja się przyzwyczaję do nowego stylu życia? Kim jesteś?! Lamusem czy Styles'em?! Ogarnij zada i graj! Im bardziej ją poznasz tym bliżej jesteś wygranej. Bliżej panowania nad tym gównem! Masz racje! Jestem Styles'em i ja się nie poddaje ani nic innego! I prawidłowo. Idź już spać jest już dość późno. Masz rację. Po kilku minutach już odwiedziłem krainę Morfeusza.
*Mar*
Kolejny dzień, słońce było już wysoko, zaszalałam trochę z wstawaniem. Ale jak jest wolne od szkoły to sobie dłużej po śpię. Podeszłam do łazienki, zakluczyłam ją i weszłam pod prysznic, umyłam się waniliowym płynem, a włosy potraktowałam szamponem z zielonej herbaty. Opłukałam się z całej piany i wyszłam trzepocąc skrzydłami by lekko oschły. Ubrałam się w bieliznę i podeszłam do lustra to co zobaczyłam przeraziło mnie totalnie...
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
Heyyyy :D Mam nadzieję że mnie nie zamordujecie że skończyłam w takim miejscu, chciałam by wyszło trochę bardziej tajemniczo xD Jest przyzwoicie długi i mam nadzieję że ciekawy :) Cóż trochę się dzieje co? Brat bliźniak Harry'ego, Edward i metamorfoza w Marcela :3 Oj namieszałam, namieszałam... 
~Merry :P

piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 4

*Mar*
Siedziałam u Niall'a i Louis'a w ich pokoju. W sumie to wspominałam z blondynem co robiliśmy kiedyś.
- Pamiętasz jak szukałeś mnie po parku w Londynie? - zapytałam Niall'a.
-Tak. Cały czas siedziałaś na naszym drzewie i się ze mnie nabijałaś. Po za tym to psy za mną biegały, a właściciele nie wiedzieli za czym ich pupile biegną.- zaśmiał się.
- To było mega zabawne. Ej gdzie Lou? Jeszcze chwilę temu tu był... - zapytałam chłopaka. Chwała ci za to że się interesujesz nim, a nie Styles'em! Chwała mi! Czemu ci tak na tym zależy? Jednak nadal jesteś niedorozwinięta intelektualnie w stopniu lekkim... Chodzi ci o to że jestem debilem?  Chodzi mi o ten zegar co nie chodzi. I wróciłaś. Wracaj do rozmowy z blondyną. Ugh serio? Dobra nie odpowiadaj.
-W sumie sam nie wiem gdzie się podział. Ale cóż poradzi sobie.- zaśmiałam się gdy ostatnie zdanie wypłynęło z jego ust. Tylko idiota Horan używa takiego tonu.
- Z czego się śmiejesz? To nie było śmieszne nie?- po chwili już oboje się śmialiśmy, jak za starych dobrych czasów. Cóż bądź co bądź ale nie jestem aż tak stara...
- Co tu tak wesoło? - zapytał szatyn.
-Wspominaliśmy nasze dzieciństwo.- uśmiechnęłam się do chłopaka. Miałam się odezwać ale do pomieszczenia wpadła Acacia.
-Mar! Szukałam cię! Mogłabyś mi pomóc?- zapytała na jednym wdechu.
- W czym mam ci pomóc? - zapytałam nadal uśmiechnięta.
-Wiesz bo nie ogarniam tego całego czegoś co prezentowaliście . Mogłabyś mi to wytłumaczyć?- zapytała lekko speszona obecnością gapiów.
- Jasne. Daj mi swoją bransoletkę dobrze?- poleciłam.
-Okey... Proszę.- Podeszłam do Niall'a i założyłam mu ją na nadgarstek.
-Mamy punkt zaczepienia. Twoja bransoletka służy jako taki "odbiornik". Skup się i spróbuj nawiązać kontakt z Niall'em.
- Jest, słyszę! - wykrzykną blondyn.
- Widzisz nie takie trudne co?- zaśmiałam się lekko.
- To wiem czemu nie wychodziło mi z tym jak mu tam Le... Liam'em? Nie mieliśmy nic ze sobą wspólnego. - zaśmiała się dziewczyna.
- Louis to jak tobie i Styles'owi się to udało?- zapytałam. Cóż byłam strasznie ciekawa.
- Cóż ty byłaś naszym łącznikiem...- od powiedział przyciszonym głosem.
- To zdaje się lekko chore...- od powiedziałam. W pomieszczeniu panowała niezręczna cisza.
- Dobra, to co... Gramy w butelkę?- zapytała Aca.
-Horanek masz jakąś butelkę?- zapytałam blondyna, szczerząc się jak głupia. 
-Gdzieś się znajdzie kapucynko.- Od powiedział i zaczął poszukiwania.
-Czemu kapucynko? - zapytał Louis.
- Jak mieliśmy po 8 lat zawszę wspinałam się na drzewa, a on mnie szukał. No i cóż byłam od niego niższa, więc dla tego wybrał taką małą małpkę.- wytłumaczyłam bo Horan gdzieś znikną.
- Jestem! Mam ją.- i padł na łóżko, a raczej na moją osobę.
- Niall ja wiem, że mnie lubisz ale nie że na mnie lecisz.- zaśmiałam się.
- Brzydka nie jesteś w czym problem? - zachichotał blondyn.
- W tym że nie jesteś mi pisany.- zaczęliśmy się śmiać. W sumie jest podobnie jak za dawnych czasów.
- Niall mam cię na oku. Co jak co ale ona jest moja.- Powiedział poważnym tonem Lou po czym wybuchł śmiechem, a my się dołączyliśmy.
- To zaczynajmy grę.- powiedziałam i usiedliśmy w kółku.
-Kto kręci? - zapytała Aca.
- Ten inny. - od powiedziałam wskazując włosy. Popatrzyli się na mnie jak na głupią.
- Oj w kalambury byście byli słabi... Chodziło mi o Niall'a. Tylko spójrzcie on tylko ma blond czuprynę.- wytłumaczyłam.
- To gdzie butelka? - zapytał głodomor.
- Trzymasz ją w ręce?- zaśmiałam się.
- Ou. Hahah spoko.- po chwili szyjka butelki wskazała Acacia'e.
-Prrr czy wrrr?- zapytał blondyn na co wybuchłam śmiechem.
-Eee wrrr?- zaśmiała się dziewczyna.
-Zrób mi kanapkę.- powiedział po chwili namysłu.
- Dobra... Mar chodź będziesz mnie pilnować.- zaśmiała się i ruszyłyśmy do kuchni.
* Harry*
Muszę coś zrobić! ON nie może się do niej bardziej zbliżyć! No nie może! Chwyciłem pierwszą lepszą rzecz którą miałem pod ręką i rzuciłem nią o ścianę.
Z moim szczęściem dostałem nią znowu po głowie. No cholera lepiej być nie mogło! Styles opanuj się! TA dziewczyna idzie. Dzięki. Wyszedłem z pomieszczenia i podążyłem za dziewczynami. Jak się okazało do kuchni. Acacia gdzieś zniknęła, a Mar stała odwrócona tyłem i nieświadoma mojej obecności. Gdy odwróciła się i zobaczyła że stoję obok, natychmiastowo się spięła, a jej oczy powiększyły swoją wielkość. Swoją drogą ma śliczne błękitne tęczówki. Uśmiechnąłem się do niej.
- Hey piękna.- przywitałem dziewczynę.
-Tak, taaak pa pa!- Wy powiedziała i chciała wyjść. 
- O nie kochana. Nie uciekniesz mi.- zaśmiałem się łapiąc ją w pasie. Jeśli wcześniej się spięła to teraz jest jak manekin, sztywna jak posąg lum jakiś patyk czy coś .Aż tak na niektórych działam?
-Aca!- zawołała, a druga dziewczyna szybko znalazła się obok.
- Hey Acacia.- posłałem jej uśmiech. Wiecie stereotyp o tym że czerni to dyktatorzy bez serca itd. są fałszywe. Dobra w jakimś tam stopniu jestem zły ale dobra nie będę się tłumaczyć.
-Aaa no to wiem czemu się tak wydzierasz.- zaśmiała się Aca.
-Nie pomagasz... - od powiedziała jej szatynka.
-Styles nie masz na co liczyć, a teraz z łaski swojej puść ją i daj nam dokończyć wyzwanie.- odezwała się znów Acacia.
- A co jeśli nie? Cholera!- odskoczyłem od Mar jak oparzony bo cóż dziewczyna zaczęła płonąć? 
- Styles odejdź. W trybie now.- wy powiedziała przez zęby Mar.
Może nie będę narażał życia? To nie życie... To nie będę narażał skrzydeł! Zadowolony? Jak jeszcze nigdy! Dobra.
Zwinąłem się z pomieszczenia i udałem do swojego pokoju. Czy mam aż tak małe szanse? 
*Louis*
Do pokoju wbiegły dziewczyny, Mar była lekko przygnębiona, a Aca skakała jak pchła z kanapką dla Horan'a w rękach . 
- Gdybyście widzieli minę Styles'a gdy Mara się zdenerwowała i zaczęła płonąć! To było genialne! Też tak chcę!- za dziewczyny wylewał się potok słów. Przysunąłem się do szatynki i objąłem ramieniem, dziewczyna lekko się wzdrygnęła, ale nie odsunęła. Tyle wygrać co nie Tomlinson? Wygrałem dużo nie da się ukryć. Ale nie wolno zapeszać więc nie twierdzę że wygrywam z Styles'em. Bo nigdy nie wiadomo co wymyśli... Niall z Acą zaczęli rozmawiać między sobą, a Mar praktycznie przysypiała.
-Ciii Mara śpi, idę z nią do waszego pokoju.- powiedziałem biorąc dziewczynę na ręce.
- Zostań tam z nią, ja zostanę u was. Oczywiście jeżeli wam to nie przeszkadza.- Powiedziała Acacia.
- Nie ma sprawy. Niall ty też nie masz nic przeciwko prawda?- zapytałem kumpla.
- Jasne, witaj w twoim tymczasowym pokoju.- zaśmiał się Horan. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do pokoju dziewczyn.
*Mar*
Jestem z niego dumna! Z kogo znowu? No z Louis'a. Spicie razem, z resztą słodko to wygląda. Ja z nim śpię!? Nie krzycz. Gabriel was złapał gdy cię niósł  do twojego pokoju i kazał mu złączyć łóżka w sumie nie wiem czemu i samemu położyć się obok. Cóż sama się w niego wtuliłaś... Eeee wow na prawdę robię dziwne rzeczy przez sen...Nie tylko ty. Masz to po tacie. No tak zapomniałam że on też zawsze robił różne rzeczy. Raz pływał na podłodze.Pamiętam. Dobra wracaj do snu jest dopiero coś około drugiej. Dobranoc
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
Wreszcie jest :) Przy najmniej dłuższy xD Miałam z nim straszne kłopoty... Tu rodzina tu szkoła i inne bzdety xd Jak dobrze że już WAKACJE! :D Cóż dziś przyjeżdża ciocia z NY w pon jadę do Koszalina a później się zobaczy ;) Postaram się coś nabazgrać jak zawsze :)  Jak chcecie to moglibyście kopiować kawałki tekstu które wam się podobały :)
~Wasza głupiutka, zła, nie dobra, zaniedbująca was z braku czasu autorka Merry xd
MIŁYCH WAKACYJEK MISIE ♥ 

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 3

Spałam i dalej bym to robiła gdyby nie pod świadomość. Ejjjjjjj wstawaj ktoś nas obserwuje. Zatkaj się nikt nas nie obserwuje. Ja wiem swoje otwórz te głupie oczy i się przekonaj. Nic nie będę robiła! Jest 5 nad ranem i będziesz robiła co mówię! Otwórz te głupie oczy! Nie! Nie wiem jak, ale kiedyś ci przyjebie. Oho powodzenia. A idź ty...
Otworzyłam oczy i zobaczyłam że Aca już nie śpi tylko wlepia we mnie swoje spojrzenie. No widzisz ciole to tylko Acacia. Co nie zmienia faktu że ktoś nas obserwował. Czemu nas? Chyba mnie, bo ciebie nie ma. Jestem ale niedostrzegalna dla innych, więc w gruncie rzeczy jestem kawałkiem ciebie.Dobra może koniec kłótni?
Pff nie. To nie.
-Hey Aca. Już nie śpisz? -zapytałam współlokatorkę.
-No nie. Mamrotałaś coś przez sen.- powiedziała.No widzisz? Nawet w nocy musisz coś odwalić. Czy tobie wszystko nie pasuje? Pasuje wiele rzeczy, ale ty... Ale ja... Dobra nie było tematu. BYŁ. Wiele było. 
-Co takiego?- zapytałam.
-Coś o tym Ha-Harry'm o ile tak ma na imię.- od powiedziała mi brunetka.Nawet przez sen gadasz o chłopakach, a to zazwyczaj ja ci mówiłam że jakaś dupa idzie. Naciesz się tym, bo postaram się by się to skończyło. Ach ty taka zła. Zacznę się bać samej siebie. Ja się dziwię że jeszcze nikt nie uznał cię za wariatkę. Czym mam sobie przywalić żebyś odeszła? Phi myślisz że ci powiem? Z resztą i tak sama byś tylko sobie krzywdę zrobiła. A idźże pan w chuj. Nie ładnie to tak. Pff, a  ty co teraz taka niby grzeczna? Bo mogę.
- Ej zwiesiłaś się czy jak?- zapytała.
-Sorka zamyśliłam się. może powinnyśmy się powoli zbierać? Jest po 6, a dzisiaj zaczynamy wcześniej.- powiedziałam podchodząc do szafy i wyjmując z niej mój " zestawik".
- No możemy się powoli zbierać.- od powiedziała idąc w moje ślady.
Podeszłam do łazienki by odbyć poranną toaletę i się ubrać. Tak mamy własną łazienkę z resztą tak samo jak inni, ale to już szczegół. Szczegół to ty będziesz miała gdy tamten lokowaty cię dopadnie. Czy ty masz jakieś problemy z samą sobą? Z tobą? A i owszem głupiutka istotko. Nie wiem może zapisz się na jakieś zajęcia ograniczające agresje, a nóż widelec pomoże! Dobra tylko powiedź mi gdzie niby miałabym pójść na te zajęcia?! Jestem tobą, a ty nie przejawiasz żadnej agresji! Przy stopuj trochę. Nie przejawiam bo nie mam ku temu powodów. Gdy byłaś na Ziemi byłaś bardziej fajna, teraz to nie da się z tobą wytrzymać. Peszek bo i tak musisz. Pff musi to na rusi. Muszę przestać się do ciebie odzywać. Hahahaha wątpię. 
Skończyłam czesać włosy i wyszłam z łazienki ubrana, zaraz za mną poszła do niej Aca.
*Louis*
Zmierzałem do szkoły moim standardowym tempem, ale na COŚ wpadłem. Baranie nie COŚ a najwyższy archanioł! Pierniczysz! No nie! Przeproś go! Teraz, zaraz, już! Dobra!
-Przepraszam.-powiedziałem do Gabriela.
- Louis! Szukałem cię. Znasz swoje zadanie? -zapytał.
- Wiem jedynie tyle że powinienem chronić Mar przed Styles'em i doskonalić moce.- od powiedziałem.
-Powiedźmy że powinieneś się do niej przylepić, a najlepiej nawet nocować u niej lub na odwrót. - zaczął wymieniać co powinienem zrobić.
-A nie powinienem pierwsze jej poznać i budować zaufanie?- zapytałem. Cóż tak przy najmniej dla mnie powinna zaczynać się przyjaźń, a to na niej buduje się związki. Louis jestem z ciebie dumny. Wreszcie gadasz do rzeczy. A wcześniej niby nie? Też ale teraz to przerastasz samego siebie. Miło to słyszeć. Wracaj do rozmowy. 
-Też, tylko prosimy cię w imieniu całej rady żebyś nie zwlekał, zło nigdy nie śpi.- powiedział Gabriel i odleciał. Zawsze chciałeś się wykazać, masz na to teraz niezłą szanse. Wiem ale boję się że coś spartolę. Jestem twoim głosem rozsądku, wystarczy że będziesz słuchał to co mówię, a nic złego nie powinno się stać. To samo mówiłeś gdy wiesz co się stało. To mnie nie słuchaj. Zaprzeczasz sam sobie. Ty za to mówisz sam do siebie. Co poradzę? No właśnie nic. Eee do usłyszenia? Tak odezwę się gdy będę potrzebny.  I za to cie lubię.
Ruszyłem w stronę TAA. Kolejny dzień szkoły czas zacząć.
*Mar*
Leciałyśmy szybciutko z brunetką na pierwsze zajęcia. W sumie nie wiem jakie, ale zdałam się na koleżankę. Aż tak głupia jesteś że nawet planu lekcji nie znasz? Kochasz mnie denerwować co? Pytasz czy lubię jedyne zajęcie sprawiające mi radość? Tak ubóstwiam  to. Czemu życie pokarało mnie taką powaloną pod świadomością? Bo życie cie kocha? A mnie jeszcze bardziej? Ić Stont .  Od razu nasuną mi się ten obrazek, przez który nie raz się śmiałam.

Ty to masz czas na projekcje zdjęć... A chcesz więcej? Dobra dam ci spokój na jakiś czas. 
- Witam jestem Laviah. Na moich lekcjach rozwijać będziecie miłość, światło i ogień. Od powiadając na niezadane pytanie tak pochodzę z chóru Serafinów.- od powiedział nauczyciel i zaczął tłumaczyć, prezentować i odpowiadać na nasze pytania. 
-Mar mogłabyś do mnie podejść?- zapytał Laviah.
-Oczywiście.- podeszłam do niego jak poprosił.
-Jak mówiłem w łatwy sposób można stworzyć ogień. Proszę zamknij oczy.- zrobiłam jak kazał.- wyciąg prawą dłoń i pomyśl o płomieniu. Myśl o ciepłu jakie daje... Brawo, otwórz oczy. - powoli uchyliłam powieki i zwróciłam wzrok na moją dłoń na której znajdował się płomyk, nie duży, nie mały, taki w sam raz. Ciekawe czy tak samo będzie z innymi żywiołami... Pomyślałam o wodzie, o małym wirze wodnym.
-Wyprzedzasz materiał kochana. Po za tym od tego żywiołu macie innego nauczyciela. Ale skoro wykazujesz taki poziom, możemy troszeczkę poeksperymentować. Potrzeba mi ochotnika, może dwóch.- powiedział,a z swoich siedzeń poderwali się Niall, Louis i Styles. - Proszę nawet trzech mamy. Niall, Mar podajcie sobie dłonie tak by stykały się tylko palcami. Niall pomyśl o czymś. Mar słyszałaś coś?- zapytał. Pokiwałam głową. Niall a ty mnie słyszysz? Głośno i wyraźnie. Zabawne to.
- To teraz spróbujcie zrobić to samo tylko bez dotykania.- Powiedział. Pomyślałam że tu trzeba jak w telefonie nawiązać połączenie. ( w tym samym czasie profesor tłumaczył Lou i Hazzi'e a reszta też próbowała) Niall słyszysz coś? Tak ale nie tak wyraźnie. Prawie jak telefon! Pomyślałam że takie coś może być na zasadzie połączenia. Wiesz jak to zrobiłam? Nie mam zielonego pojęcia. Pamiętasz tą bransoletkę którą dostałeś na urodziny? Ta z koniczynką? Dokładnie! Nadal ją masz. To był tak jakby ten telefon. Nie zmieniłaś się nic, a nic. Nadal jesteś dziwna i mądra.
Przytuliłam chłopaka.
-Stęskniłam się za tobą Horan.- uśmiechnęłam się.
- Ja za tobą też mała.- od powiedział. Awwwww... O wróciłaś. No jasne tu takie słodkie momenty. Trochę. 
Odkleiłam się od blondyna i wróciliśmy do lekcji.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_
Mam nadzieje że chociaż troszeczkę się podoba :) Pierwsza lekcja i pierwsze odsłonięcie kawałka mocy jaką posługują się nasi bohaterzy :P Do zobaczenia :*
~Wasza Mercia. (debilka)  <3