niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 8

Są Internety! xD
Miłego ;>
Tylko sb wlizłam do bloggera a tu co? Z 4 komenty i obserwator :)
Dziękuje za wszystko jesteście najlepsi :') Chapter for ya ;p
Jeśli chcecie wiedzieć to pisałam przy tym ^^
___________________
*Mara*
O matko... A jednak wrócę do kraju w którym się wychowałam i bądź co bądź również zmarłam...
Ugh zaczynasz. Ile razy będziesz sobie to przypominać?
No więc... 14 kwietnia pewnego ciepłego wieczoru miałam się spotkać z swoją klasą w pobliskiej kawiarni. Miałam jeszcze kilkanaście minut do spotkania, powoli kroczyłam szarym chodnikiem.Miałam przejść przez jezdnię przez pasy ale nie było mi to dane. Gdy byłam mniej więcej w połowie, zza rogu wyjechało ciemne auto prawdo podobnie jakieś sportowe. Auto było tak rozpędzone że nie było szans by zahamowało, a mi nogi jakby wrosły w ziemię. Szok jaki odczułam, a za razem chwilowy ból jest nie do opisania. Nie wiem kto prowadził, ale jeśli przeżył ma mnie na sumieniu. Ale to zdarzenie doprowadziło mnie tam do góry. A także do tego kim jestem...  Zdemoralizowany aniołeczek bez życia prywatnego z zaplanowaną przyszłością... Przy najmniej to zadanie w terenie jest jakąś odskocznią.
Dramatyzujesz, a Marcel i Louis to co?  Jak to co? To moje dupcie. Z kim ja utknęłam... Jak to z kim?! Z jedynie tylko mną. Spadam.
Rozglądnęłam się po naszej posesji, och centrum Bydgoszczy. Nowoczesny dom duuuuuży dom,  w sąsiedztwie zauważyłam jakichś snobów, kilku biznesmenów... monopolowy i kilku ech żuli? Realia Polski?  Szybciutko weszłam do domu i w kuchni znalazłam kopertę zaadresowaną do nas wszystkich. Szybciutko otworzyłam i zaczęłam czytać tekst .
"Waszym zadaniem jest pomoc ludziom z ich wyborami. Oczywiście to nie ma być wasz wybór, dacie im wolną rękę. Dostaliście tutejsze pieniądze, ubrania i buty kilka drobnych instrukcji... będziemy wam przysyłać co jakiś czas wiadomości. " Wiadomość nie miała nadawcy ale można było łatwo się domyślić od kogo dostaliśmy ten liścik.  Zanim reszta wpadła do domu szybko "wbiłam" na piętro i odszukałam pokój z tabliczką z moim imieniem. Zayn, Aca,Styles,Payne, Marcel, o ja! A kto obok? Horanek. Zapowiada się ciekawie. Wparowałam do pokoju a z wrażenia opadła mi szczęka. Pokój utrzymany był w jasnej zieleni z przebłyskami brązu, złota i beżu. Meble wykonane z jasnego drewna idealnie pasowały do jabłkowych ścian. Nad łóżkiem zdążyłam zauważyć czarno-złote namalowane drzewko. Dwoje drzwi zapewne jedne od łazienki, a drugie od garderoby. Położyłam walizki na środku pokoju jak to ja, po czym szybko wyleciałam z pokoju do kuchni by sprawdzić lodówkę. Taka tradycja którą stosujemy od dzieciństwa z Nieller'em, jak sądziłam blondyn zrobił to samo co ja, czyli nurkował w lodówce która świeciła kopertami. Nie kłamie! Nie umiesz kłamać... Oj tam, oj tam. No ale lodówka przepełniona była listami z poradami dla nas. Każda z nich była podpisana do kogo i na jaki "wypadek". Spojrzeliśmy z Horanem po sobie, po czym zabraliśmy trochę z naszego "kieszonkowego" by wyjść na miasto po coś do zjedzenia. Nic nie poradzimy na nasz wielki apetyt.
-Kupić wam coś?! Idziemy z Niall'em do sklepu!- krzyknęłam do reszty by wiedzieli gdzie nas wywiało i czy czegoś nie potrzebują.
-Żelki!- odkrzyknęła Aca i to tyle z zamówień przyjaciół no i tych drugich. Wyszliśmy z domu i powolnym krokiem skierowaliśmy się do jakiego kolwiek sklepu który mieliśmy nadzieje spotkać po drodze. Mieliśmy nadzieje na jakiegoś Lidla, Reala lub Biedre, jakieś Żabki i tym podobne nie za bardzo nas satysfakcjonowały. Oj znając mnie i Horana, a zwłaszcza nasze zakupy to chyba się nie doczołgamy nawet do domu.
-Coś nawet Biedronek nie ma...- stwierdził Niall, a jak na zawołanie znaleźliśmy Carrefour'a! Szybko wlecieliśmy do sklepu, porwaliśmy wózek na zakupy do którego jak zawsze wsiadłam i byłam wożona po całym sklepie, pakowałam po kolei produkty sporzywcze, wszystkie jak leci, od przypraw po ziemniaki. Razem z blondynem śmialiśmy się, wygłupialiśmy i nie zważaliśmy na innych patrzących na nas, z rozbawieniem lub innymi emocjami. Pewnie uznali nas za parę nie dorzeczność, ja i Horan? Najdziwniejsze połączenie EVER. Po chwili stwierdziłam że miejsca mam już za mało więc wstałam gdy Niall akurat schylał się po ciastka i pianki i powoli wlazłam mu na plecy tak żeby nie wywalić wózka.
-A ku ku Horanek!- zaśmiałam się gdy zakryłam mu oczy.
- Mar czy ja ci wyglądam na drzewo?- zapytał z lekkim rozbawieniem w głosie, zapewne przypomniała mu się podobna sytuacja z przeszłości.
- Nooo tak! Zobacz nawet masz liście w uszach!- zawołałam wesoło wyciągając z zza jego ucha liście laurowe które miałam wpakować do wózka. Chłopak gdy zobaczył co trzymam w ręce wybuchł  śmiechem, takim bardzo Horan'owym. Mało brakowało a ochrona by nas wyprosiła za przekroczenie limitu decybeli, jeśli coś takiego istnieje, ale biorąc pod uwagę że komuś mogło to przeszkadzać, no i że to Polska to wszystkiego się spodziewam. Przecież to w Warszawie jakiś gościu pływał kajakiem po drodze, ech tylko Polska...
-Ni! Zobacz żelki! Tych nie kupujemy. Musimy znaleźć Biedronkę, tam są genialne żelki.-posłałam przyjacielowi przebiegły uśmieszek. Tak właśnie, magiczne twarde żelki z Biedry. 
-Bo w życiu trzeba być twardym jak żelki z Biedry.- Powiedziałam z powagą  do blondyna który pakował w umór żelki do wózka.
-Tyle że my jesteśmy martwi.- zaśmiał się pakując 14 paczkę żelków misi.
-Czepiasz się.- machnęłam na niego ręką pakując 6 paczek żelków węży.
-Diabeł tkwi w szczegółach nieprawdaż? - zapytał ładując 8 dodatkowych jogurtów owocowych i 4 paczki "Monte MAX".
-Wooow, ta akcja z zamieszkaniem na ziemi zbliżyła nas bardzo do ludzkiego rozumowania.- stwierdziłam pakując skrzynkę jakiegoś napoju.
- Może trochę.- wzdrygnął ramionami i wrzucił trochę sera żółtego. Ja dorzuciłam jakieś parówki.
-Ej Horan może użyjesz swoich mięśni i przyniesiesz mleko?- zapytałam gdy z orientowałam się że nie wzięliśmy go na samym początku.
- Dobra ale ty idziesz po drugi wózek.- powiedział wskazując na mnie palcem i idąc w stronę krowiej wody. Po jego wypowiedzi szybko pobiegłam na zewnątrz sklepu i jak to w większości przypadków jest z wózkami wzięłam pierwszy lepszy z brzegu bo i tak większość nie jest "wtyknięta" jak to ja mówię tym tamtym dzyndzlem. Nie wiesz jak to się nazywa? A ty wiesz? Eeee nie. Pozostaniemy przy dzyndzlu prawda? To najrozsądniejsza opcja. Też tak sądzę. Wróciłam do Irish'a który od razu władował mleko i inne napoje do drugiego wózka. Jak my się z tym zabierzemy? 
-Niall ty wiesz że nie mamy szans tego zabrać sami?- zapytałam niebieskookiego. On nadal niewzruszony naszym nad bagażem ładował co popadnie.
-Te blondyna! Jak tak dalej pójdzie to sam będziesz targał 2/3 zakupów.- zawołałam za nim by wreszcie mnie posłuchał.
- I tak bym je niósł więc w czym problem?- zapytał zbijając mnie totalnie z pantałyku. Nie przemyślałam tego że i tak by tyle niósł bo jestem sierotą i nosić nawet zakupów w większej ilości nie umiem.
-Ouu... Nie przewidziałam tego. Blondyneczko nie wyprali ci przypadkiem mózgu?- zapytałam czym wywołałam uśmiech na twarzy przyjaciela. Powoli zbliżaliśmy się do kas, było też mniej rzeczy które możemy zjeść więc odpuściliśmy sobie dalsze szukanie i stanęliśmy w kolejce. Powoli rozładowywaliśmy nasze produkty do skasowania. Gdy już wyładowaliśmy nasze zakupy, a kasjerka zobaczyła furę jedzenia, aż jej oczy były wielkości pięciozłotówek. Cóż nie codziennie widuje się takie zakupy robione przez dwie osoby. Dziewczyna kasowała, a my upychaliśmy wszystko do siatek. Po dobrych piętnastu minutach pakowania w końcu mogliśmy zapłacić za zakupy.
- Należy się 573 złote 69 groszy.- powiadomiła nas kasjerka.
-I don't understand.- powiedział natomiast Horan.
- Ale ja rozumiem. - powiedziałam podając dziewczynie pieniądze. Wydała mi resztę, a my wyszliśmy i skierowaliśmy się strasznie dziwnym i powolnym krokiem do domu.
*Acacia*
Siedziałam w salonie czekając na tamte dwa ciołki. Byłam głodna, lekko zła i coś usłyszałam... Szybko się obejrzałam i dostrzegłam cień kogoś lub czegoś naprawdę niskiego. Nie lubię krasnali są strasznie wredne. Udałam się za cieniem, powoli stąpałam za... kózką? Co do jasnej anielki robi tu kózka?! Złapałam malucha i udałam się pod schody. 
-Chłopcy! Natychmiast na dół!- zawołałam, a reszta lokatorów spełzła na dół.
-Co ta kózka tu robi? - zadałam pytanie ale żaden z nich mi nie od powiedział.
- Co robię? Jestem waszym przewodnikiem.- z przerażenia upuściłam gadającą kózkę na podłogę.
-Delikatniej proszę. Niestety ale łatwo mnie połamać.- zaśmiała się koza...
___________________________________________________
Jak wrażenia xD Mam pytanie... Jak nazywa się ten taki dzyndzel? xD Jestem ciekawa czy tylko ja tak umiem. Mój debilizm nie ma granic :D W każdym razie jest nn i wrócił internet razem z tym gównem które czytacie ;p Koooza xD 
~Meeeeeerry :)